Jest na pielgrzymkach dużo utrudzenia,
ale jest też i bardzo dużo cierpienia. Cierpienie człowieka jest
nierozerwalnie wpisane w historię jego zbawienia. Przy każdym
cierpiącym człowieku stoi współcierpiący Chrystus. Gdy jednak
człowiek o tym nie wie i nie złączy się w swoim cierpieniu z cierpiącym
Chrystusem to owo cierpienie nie włącza się w ekonomię zbawienia.
Zostaje ono w pewnym sensie zmarnowane. W łączności z Chrystusem
cierpienie jest zawsze łatwiejsze do zniesienia. Starczy go też na
nasze wszystkie intencje.
Sprawy w promieniu 3 km pielgrzym załatwia na piechotę
Stopa
pielgrzyma służy do modlitwy. Pielgrzym modli się całą dusza i całym
ciałem, a w szczególności stopami. Przez narastające zmęczenie i
ból wydeptuje sobie ścieżkę do Nieba. Rozmiłowaną w Maryi duszą
dotyka Nieba i jak powiedział w przenośni poeta 'chodzi stopami po
niebie a butami po ziemi'.Przed ostrymi kamieniami i gorączką asfaltu
chronią stopę pielgrzyma odpowiednie buty. Aby stopy pielgrzyma
wytrzymały tę kilkudniową 'modlitwę', stara się on im w tym
dopomóc, odpowiednio je trenując. Zachowuje on przez cały rok
ducha pielgrzyma i na co dzień pozwala stopom chodzić co najmniej 5 km,
najwyżej jednak 10 km, aby nie marnować przydzielonego mu na ziemi
czasu. Jest godnym polecenia, aby raz w tygodniu przejść dystans 20 km,
a raz w miesiącu marsz 40 km. W ten sposób pielgrzym jest zawsze
gotowy w drogę.
Dla wybierającego się po raz pierwszy na pielgrzymkę wskazane jest
rozpoczęcie ćwiczeń co najmniej pół roku przed nią. Należy
podkreślić, że człowiek z natury swojej stworzony jest nie do jeżdżenia
albo siedzenia, ale do chodzenia. Stopy, nogi i stos pacierzowy
(kręgosłup), aby mogły prawidłowo funkcjonować, potrzebują przede
wszystkim codziennego chodzenia. Nie powinno to być całoroczne
lenistwo, a potem zryw pielgrzymkowy, tylko regularny nawyk chodzenia.
Wszystkie sprawy w promieniu 3 km pielgrzym załatwia na piechotę przez
cały rok. Gdy przyjdzie czas pielgrzymki nogi wytrzymają całodzienny
marsz.
Obuwie pielgrzyma
Obuwie
pielgrzyma nie służy do ozdobienia stopy, a do chodzenia po ziemi, a w
szczególności po asfalcie. Obuwie powinno przede wszystkim
chronić stopę przed ostrymi odłamkami, przed kamieniami, kolcami i
rozgrzanym niekiedy do 80° C asfaltem, a także przed jego
twardością. Stopa pielgrzyma była pierwotnie kształtowana na piasku, a
nie na asfalcie. Brak podatności i sprężystości asfaltu musi zastąpić
odpowiednio miękka, gruba, lekko sprężysta pianka gumopodobna
zastosowana w miejsce tradycyjnej podeszwy. Pianka taka izoluje stopę
także bardzo dobrze od gorączki asfaltu. W najcieńszym miejscu nie
powinna mieć mniej niż 4 cm grubości.
Mamy karetki, ale o dziwo musimy przyznać, że było bardzo mało
osób potrzebujących pomocy, porównując to do poprzednich
pielgrzymek. Dlaczego tak jest? Może i kondycja? A może bardzo
prozaiczna rzecz: obuwie profesjonalne jest coraz tańsze i łatwo
dostępne dla wszystkich. ks. Tomasz Szugalski, sekretarz Pieszej
Pielgrzymki Diec. Koszalińsko-Kołobrzeskiej, 2010.
Obuwie pielgrzyma nie powinno w żadnym przypadku zmieniać mechaniki
stopy, to znaczy nie powinno zmieniać naturalnych odruchowych
cyklów pracy stopy. Mimo noszenia obuwia stopa powinna pracować
w nim tak, jakby się szło na boso. Dobre buty odczuwa się w długim
marszu tak jakby się szło w skarpetkach po łące. Każdy drobny błąd w
konstrukcji obuwia będzie objawiał się narastającym bólem w
miarę przebywania kilometrów tak, że dalsze pielgrzymowanie
będzie niemożliwe. Nachylenie poprzeczne stopy powinno być w obuwiu
zaakcentowane i powinno wynosić około 0,4 do 0,6 cm różnicy w
zależności od szerokości stopy. Największy wpływ na prawidłową pracę
stopy ma ukształtowanie podeszwy. Problem polega na tym, że nie ma na
świecie dobrych butów do długich marszów, które od
razu dobrze współpracowałyby ze stopą. W złych butach stopa musi
się długo nacierpieć, zanim stanie się dostatecznie twarda, aby
wytrzymać maltretowanie zadawane jej przez but. W marszu dłuższym
jednak niż zazwyczaj, stopa nie jest w stanie zrekompensować
błędów konstrukcji buta własną odpornością. Powszechnie
spotykanym błędem w konstrukcji podeszwy buta jest przesunięcie do tyłu
tylnej krawędzi obcasa. Przeniesienie do tyłu punktu podparcia pięty
wydłuża znacznie ramię siły oporu (stopa pracuje według praw mechaniki
maszyn prostych). Przez podwojenie ramienia siły oporu (przesunięcie do
tyłu punktu podparcia buta) podwaja się obciążenie mięśni przednich
podudzia i podobnie wzrasta obciążenie troczków, pod
którymi te ścięgna przechodzą. Po dwóch-trzech dniach
pielgrzymki powoduje to narastające bóle z przodu podudzi,
które zmuszają do zaprzestania marszu. Jeżeli mamy takie buty to
jedynym ratunkiem jest odpowiednio wczesne (przy pierwszych
bólach) obcięcie ostrym nożem tylnej krawędzi obcasa.
Największym nieporozumieniem w konstrukcji obuwia pielgrzyma są miękkie
wkładki pod stopą. Im bardziej miękkie tym gorsze. Ponieważ człowiek
coraz mniej używa nóg, wydaje mu się, że miękkie wkładki są
wygodne. Funkcjonuje to czasami przy chodzeniu 3-6 km dziennie, ale
zemści się okrutnie ciężkimi odparzeniami przodostopia i bąblami pod
piętą po 100/200 km wędrówki. Zasadę tę można najlepiej
zrozumieć na przykładzie drewnianych butów, tzw. trepów i
bosej stopy. W takich butach ludzie dawniej chodzili na pielgrzymki i
nie mieli bąbli. Także przy chodzeniu na boso nigdy nie powstawały
bąble. Na miękkiej silikonowej albo piankowej podkładce powstają siły
rozciągające skórę pięty, rozkład nacisku układa się
promieniście, koncentrując nacisk na kość piętową. Siły rozciągające
spowodują powstanie głębokiego bąbla pod skórą pięty pomiędzy 30
a 60 km pielgrzymowania. Przez wklinowywanie pięty w silikon,
koncentrycznie oddziałujące siły nacisku spowodują 'odbicie pięty' - są
to ciężkie okostnowe bóle uniemożliwiające dalsze wędrowanie. W
następstwie zagłębienia się przodostopia w miękkim podłożu buta
skóra częściowo wkleszcza się w ten dołek i jak gdyby
zaklinowywuje się w nim, wskutek tego do siły nacisku dochodzi siła
pociągająca skórę przodostopia, skierowana przeciwnie do
kierunku obrotu. Im bardziej miękkie jest podłoże, im większe tarcie
między stopą a podłożem, tym szybciej powstaje duży, bolesny bąbel
obejmujący niekiedy całe przodostopie. Po odbarczeniu takiego bąbla i
dalszej wędrówce bez zmiany butów może dojść do rozdarcia
całej skóry przodostopia. Przy chodzeniu na boso przodostopie
zagłębia się w podłożu i odpowiednio do miękkości podłoża zagłębiają
się palce. Na twardym podłożu przodostopie nie zagłębia się wcale, a
palce pozostają na tym samym poziomie. W obuwiu z miękkim podłożem
przodostopie zagłębia się pod ciężarem ciała, a palce są jak gdyby
dodatkowo popychane do góry, przeginają się w kierunku grzbietu
stopy, tym wyżej im głębiej przodostopie zapada się w miękką podeszwę.
To zjawisko nazywam przeciwuderzeniem przeciwko palcom. Gdy ten efekt
powtórzy się około 20 tysięcy razy, to na opuszkach
palców powstają bąble. Aby zmniejszyć ten efekt należy pod
palcami pozostawić kilka milimetrów zagłębienia, a to zniweluje
efekt przeciwuderzenia.
Następnym masowym błędem w konstrukcji obuwia są podniesione brzegi.
Przez podniesienie 'dopasowanie' krawędzi bocznej powstaje siła
pociągająco-szarpiąca za skórę na krawędzi tego wyniesienia. W
każdej części stopy (na brzegach pięty palców) mogą powstać
głębokie, bolesne bąble przez działanie tych sił. Buty pielgrzyma nie
powinny posiadać podniesionego brzegu z żadnej strony. Stopa ludzka
jest w śródstopiu wysklepiona w różnym stopniu. Fachowcy
klasyfikują kilka faz tegoż wysklepienia od płaskostopia do stopy
wydrążonej. Są to zawsze podziały sztuczne. Każda stopa nadaje się do
pielgrzymowania. Każda stopa jest w swoim rodzaju doskonale
przystosowana do chodzenia. Stopy ludzkie zostały stworzone do
chodzenia na boso. Zrozumiałe, że po rozpalonym asfalcie albo po
górach nie będziemy chodzić na boso. Ale z rozpoznania tej
prawdy wynika, że but nie służy do ozdabiania stóp, ale do ich
ochrony. But nie powinien zmieniać mechaniki stopy, nie powinien
zaburzać jej funkcjonowania.
W pełni prawidłowego buta przemysł niestety nigdzie na świecie jeszcze
nie produkuje. Prawidłowy but nie potrzebuje też żadnych wkładek. Wielu
młodych ortopedów uczy się, że wkładki wysklepiające stopę mają
działanie lecznicze. Przyjmują to potem jako pewnik. Jest to jednak
wielkie złudzenie. Oni po prostu nie chodzili na pielgrzymki. Na
szczęście w codziennym życiu wkładki nie szkodzą, a pomagają tylko
portfelowi producentów. Na Zachodzie wkładki bywają droższe od
butów. Wkładki uciskające stopę w śródstopiu pod
sklepieniem, po kilku dniach marszu wywołują ciężkie bóle
spowodowane niedokrwieniem mięśni i więzadeł w śródstopiu.
Dopiero ich wyrzucenie przynosi ulgę. Jedyną nierównością w
bucie powinna być tzw. pelota w przodostopiu. Jest to wyniosłość od 3
do 5 mm w zależności od wielkości stopy. Na miękkim podłożu przy
chodzeniu na boso tworzyło się zawsze małe wygórowanie. Podobnie
pelota na wkładce powoduje, że za każdym krokiem kości przodostopia
rozbiegają się - rozchodzą się troszeczkę - co powoduje także, że za
każdym krokiem zasysana jest do niego krew. Minimalny ruch rozbiegający
przy oderwaniu stopy od podłoża powoduje zasysanie i wypompowywanie z
niego krwi, pod warunkiem, że chodzimy na boso po lekko miękkim podłożu
albo w odpowiednio szerokim obuwiu na prawidłowej pelocie.
Niektórzy ortopedzi rozpoznają jeszcze jako nieprawidłową tzw.
stopę szeroką (rozczapierzoną) z rozbiegającymi się promieniście kośćmi
przedstopia. Jest to także jedno ze współczesnych nieporozumień
medycznych wynikające z zarozumiałości i braku szerszej wiedzy u tych
fachowców. Jest tak, jak gdyby chcieli oni podpowiadać Panu Bogu
jak należałoby najlepiej stworzyć człowieka. Oczywiście, że stopa
szeroka jest także doskonale stworzona. Tylko że dla takiej stopy
jeszcze trudniej zdobyć odpowiednie obuwie. But musi być szerszy od
stopy jeszcze po rozbiegnięciu się przodostopia przy obciążeniu. W
praktyce ortopedzi spotykają zawsze przypadki szerokiej stopy
maltretowanej w wąskim bucie i wyciągają stąd błędny wniosek, że winna
jest temu szeroka stopa. W swojej praktyce nie nazywam tego chorobą
rozbiegniętej stopy, tylko problemem rozbiegniętej stopy i wąskiego
obuwia.
Myć nogi czy nie myć
Niektórzy
pielgrzymi nie myją nóg, gdyż częściowo zapobiega to powstaniu
bąbelków. Także żołnierze przed długim marszem nie myli
nóg - mniej było wtedy bąbli. Chodzi po prostu o to, że cała
skóra, a w szczególności stopy produkują swoje własne
smarowidło, podobne do łoju albo woszczyny, które nie zmywane
chroni skórę i zmniejsza tarcie pomiędzy skórą stopy,
skarpetką i butem.
Mamy jednak XXI wiek. Niemyte nogi śmierdzą. Powstające na niemytych
nogach bąble częściej ulegają zakażeniom. Myjemy nogi codziennie,
zawsze mydłem, dokładnie spłukując tak, aby żadne resztki mydła nie
pozostały na skórze. Pozwalamy nogom przez noc oddychać,
odpoczywać i regenerować się. Rano przed założeniem skarpetek nakładamy
cienką warstwę wazeliny. Najbardziej łojopodobna jest normalna szara
wazelina. 50 g kupione w aptece wystarczy na całą pielgrzymkę. Może być
także wazelina biała (melkfet). Ta wazelina zastępuje własny
łój, bąbelki rzadziej powstają, a nogi nie 'waniają'.
Między skarpetkami nie powstają bąble
Skarpetki
to dodatkowa skóra pielgrzyma. To jasne, że lepiej mieć dwie
dodatkowe skóry niż jedną. Ponadto między skarpetkami nie
powstają bąble. To jest pierwsza i najważniejsza funkcja skarpetek.
Zapamiętaj: to one zmniejszają siły tarcia między skórą stopy a
podeszwą i cholewkami. Najmniejsza siłą tarcia występuje między
skarpetkami. Stary dylemat - jakie skarpetki - można definiować
następująco:
1. Nic ze sztucznego tworzywa.
2. Bez wpijających się, uciskających mankietów.
3. Na tyle gładkie na ile to możliwe, bez grubych szwów, grubej osnowy.
4. Same z siebie nie powinny stopy uciskać, szczególnie małego paluszka.
5. Po praniu muszą być dobrze wypłukane. Najlepiej włączyć pralkę na dodatkowy cykl płukania.
Pranie ręczne w płynach do prania przeważnie kończy się alergią na skórze stopy.
W prawidłowym pełnym bucie wskazana jest gruba skarpeta zewnętrzna,
najlepiej z czystej wełny, i lekka wewnętrzna z czystej bawełny. Jeżeli
but jest przy tym odpowiedniej wielkości i z lekkiej skóry, bez
tworzywa sztucznego, to stopa tak odziana działa w bucie jak pompa
ssąco-tłocząca. Za każdym postawieniem stopy zasysa powietrze do buta,
a za każdym podniesieniem wyciska powietrze z parą wodną przez
szczeliny i przez skórę buta. To zdumiewające, ale łatwe do
weryfikacji: po długim marszu w jednej skarpetce i pełnym bucie
skarpetki są mokre. Gdy założymy drugą grubą skarpetkę na zewnątrz to
nogi będą suche. W czasie drogi but będzie oddychał, a stopa w bucie
będzie działała jak miech kowalski wydalając za każdym krokiem parę
wodną na zewnątrz.
Odzienie pielgrzyma
Pielgrzym
współczesny nie nosi siermięgi, worka jutowego czy włosienicy.
Pielgrzymka sama w sobie jest obciążeniem do granic wydolności dla
większości pielgrzymów. Dlatego odzienie pielgrzyma powinno być
wypróbowane, wygodne i schludne. Zarówno obcisłe jeansy
jak i szerokie szarawary będą w długim marszu uwierały, aż spowodują
głębokie otarcia. Także szwy grubo obrzucone od wewnątrz grubą nitką z
tworzywa sztucznego będą głęboko przecierały skórę. Dlatego
spodnie powinny być z lekkiego, naturalnego materiału, lekko leżące,
ale nie obszerne.
Złudzeniem jest mniemanie, że w długich spodniach idzie się gorzej niż
w krótkich. Palące słońce, wiatr, smagające trawy, gałązki
krzaków i tnące na postojach owady są dla skóry
nóg wszelką plagą, przed którą chronią długie, lekkie
przewiewne spodnie. Jest rzeczą oczywistą, że szorty nie należą do
codziennego stroju Dzieci Bożych, a w szczególności nie
przystoją do powagi i godności pielgrzyma. Najczęściej podczas
pielgrzymki praży letnie słońce, dlatego godne polecenia są koszulki z
rękawkami sięgającymi zgięcia łokciowego. Koszulki tylko na szeleczki
czy francuskie dekolty nie tylko nie zdobią, ale przez nadmierne
odkrywanie narażają na poparzenie słoneczne i smaganie- wysuszanie
skóry na wietrze. Po kilku dniach pielgrzymki większość
pielgrzymów wyczuwa potrzebę stosownego stroju. Należy pamiętać,
że długotrwałe opalanie zawsze jest szkodliwe. Już po kilku godzinach
prowadzi do utraty połowy kwasu foliowego w surowicy krwi.
Niedobór tej witaminy jest główną przyczyną wad
wrodzonych u ludzi. Nadmierne odsłanianie ciała jest zawsze
okazywaniem, że w duszy jeszcze nie wszystko w porządku. Zmysłowość też
należy do naszego Dziecięctwa Bożego, lecz nadmierne jej eksponowanie
nigdy do dobrego nie prowadzi i przystoi, aby na pielgrzymce tych
nowych miar się nauczyć, jeżeli świat współczesny stara się nas
ich pozbawić.
My uważamy, że kobieta i mężczyzna są równi między sobą i przed
Bogiem. W wielu uduchowionych i wymodlonych twarzach dziewcząt i
chłopców z zaznaczonym pielgrzymim utrudzeniem, bez trudu można
rozpoznać anielskie oblicze i w tej twarzy jak w zwierciadle można
rozpoznać czystość duszy - to maluje się po prostu na twarzach.
Skrywaną przez wielu pielgrzymów przypadłością jest bolesne
ocieranie się uda o udo bezpośrednio w kroczu. Nie zapobiegają tutaj
żadne pudry, a dobrze służą bokserki z krótkimi nogawkami 5-10
cm bez szewka. Niekiedy części bielizny mają pierwotnie twarde szewki
ze stilonowej nitki. Jeżeli były dodatkowo na tej nitce prasowane
(żelazko, prasowalnica), to stają się bardzo ostre, mogą ocierać do
krwi. Rozwiązaniem tego problemu jest noszenie tych części spodniej
garderoby na lewą stronę.
Należy ciągle podkreślać, że nie wyszukujemy sobie cierpienia i nie
zadajemy go sami w sposób umyślny przez złe odzienie czy buty, a
przyjmujemy w pokorze i z wytrwałością cierpienie, które nam
będzie zadane. Maryja ofiaruje nam tyle cierpienia, ile będziemy w
stanie ponieść, na spełnienie własnych intencji według potrzeb, a
resztę oddajemy w Jej ręce, bo Ona wie najlepiej, jak to dla dobra
całego świata spożytkować. Także nasza klęskę, gdy musimy się poddać i
wrócić do domu, przyjmujemy z pokorą ucząc się przegrywać i
poddawać, aby tym bardziej nasza dusza dorastała do zadań, które
Maryja chciałąby włożyć na nasze barki.
Co pielgrzym na głowie ma?
Pielgrzym
ma na głowie nosić czapkę. Pielgrzym ma na głowie nosić czapkę
chroniącą głowę przed przegrzaniem i twarz przed poparzeniem
słonecznym. Przed słońcem najlepiej chroni biała czapka, czy jasna,
miękka, przewiewna, łatwo przepuszczająca parę wodną. Może być też
słomkowy kapelusik. Bardzo pięknie wygląda grupa, jeżeli uda się
zorganizować jednakowe nakrycia głów.
Przy zbliżaniu się temperatury do 30° C i braku chmur nakrycie
głowy staje się świętym obowiązkiem, ponieważ udar słoneczny jest
śmiertelnym niebezpieczeństwem w takich warunkach. W pielgrzymce chodzi
wszak o oświecenie przez Ducha Świętego, a nie o ugotowanie go w
słońcu. Pomyślmy także o niepotrzebnych kłopotach dla pielgrzymkowej
służby zdrowia, gdy ktoś ma objawy udaru słonecznego.
Co pielgrzym nosi w plecaku?
Pielgrzym
nosi w plecaku to, co jest absolutnie niezbędne; każdy niepotrzebny
kilogram będzie w drodze ciążył coraz bardziej. Konieczny jest
napój 1-1,5 litra płynu uzupełnianego potem na postojach,
nieprzemakalny lekki płaszcz albo parasol. Jedna porcja pożywienia na
następny postój jeżeli pielgrzym czuje, że będzie głodny. Suche
skarpetki na zmianę, gdyby zostały przemoczone, notatnik, długopis. Im
plecak lżejszy, tym łatwiej skoncentrować się nie na jego noszeniu, ale
na rekolekcjach w drodze. Bardzo przydatnym okazuje się kawałek folii,
najlepiej dwukolorowej, 60x150 cm, na której nogi można wygodnie
wyciągnąć, niezależnie od jakości podłoża. Przy ustabilizowanej
pogodzie wystarczy butelka płynu i rulon folii przy pasku, a plecak
jest zbędny.
Ile pielgrzym pije, czego i dlaczego?
Pielgrzym
przyjmuje w zależności od masy własnej i temperatury powietrza od 2 do
8 litrów płynów dziennie. Najlepszym napojem jest
normalna woda pitna, źródlana, studzienna. Jako płyn pitny może
być jeszcze uznana słaba, lekko osłodzona herbata albo lekki kompot.
Także zupa i mleko liczą się do bilansu. Coca-cola i temu podobne nie
gaszą pragnienia, a zazwyczaj powodują problemy żołądkowe: odbijania,
zgagi. Normalny człowiek w temperaturze pokojowej, nie wykonujący
wysiłku fizycznego potrzebuje od 2,2 do 2,4 litra płynu dla właściwego
funkcjonowania przemiany materii i wydalania produktów
odpadowych tej przemiany. Człowiekowi nie wolno oszczędzać wody do
picia. Organizm człowieka nie gromadzi żadnych zapasów wody, a
musi ona być w sposób ciągły uzupełniana w stosunku do potrzeb i
strat. W zależności od temperatury i wysiłku zapotrzebowanie na wodę
rośnie expotencjalnie. Należy podkreślić, że nie należy dopuszczać do
zmuszania organizmu do oszczędzania wody. Przewlekłe oszczędzanie wody
prowadzi do powstawania kamieni nerkowych, częściowo jest przyczyną
powstawania kamieni żółciowych i ślinowych. Ponadto jest
główną, prawie jedyną przyczyną przewlekłych zaparć.
Należy też rozumieć, że nasze nerki wykonują pracę nie wtedy, kiedy
wydziela się pierwotny mocz, ale dopiero wtedy, gdy z tego pierwotnego
moczu odciągają wodę i składniki potrzebne organizmowi, pozostawiając
do wydalenia składniki szkodliwe. Gdy końcowy mocz zostanie zagęszczony
do 1,5 litra to dalsza praca nerek jest zbędna i na dłuższą metę
szkodliwa. Nerki mogą zagęścić końcowy mocz do 0,5 litra, ale zmuszone
są przy tym do wykonywania niepotrzebnej pracy, a przez niepotrzebne
zagęszczanie rośnie niebezpieczeństwo powstawania kamieni nerkowych.
Jeżeli kontrola jest możliwa to należy wiedzieć, że normalnym moczem
jest mocz bardzo jasny albo słomkowy. Natomiast ciemny albo brązowy
świadczy o deficycie wody. Gdy czujemy przy tym wyraźną suchość w
ustach i pragnienie, to brakuje w organizmie co najmniej litr wody.
Jeśli przy wstawaniu po postoju kręci nam się w głowie to znak, że
brakuje nam około dwóch litrów wody. Jeżeli ktoś padnie
po drodze z odwodnienia, to brakuje mu co najmniej trzech litrów
wody. Aby nie dopuścić do takiej sytuacji należy pić, a nie tylko
zwilżać usta. Podstawową potrzebę zapewnimy organizmowi wypijając 5
razy dziennie 0,5 litra płynu. Zaspokajając w ten sposób
potrzeby organizmu nie doznamy szkody, nie przysporzymy pracy służbie
zdrowia, nasz Anioł Stróż będzie miał jeden kłopot z głowy, a
Maryja będzie się cieszyć, że możemy dalej wędrować.
Powyżej 36° C rozsądni ludzie odpoczywają, a wędrują o świcie i zmierzchu.
Co pielgrzym je i dlaczego?
Pielgrzym
je to, co dostanie. Dziękuje za to, co otrzyma. Błogosławi Boga za dary
nieba, dziękuje swoim dobroczyńcom za te dary serca i spożywa, aby się
posilić i móc wędrować dalej. Pielgrzym nie wybrzydza, nie
wydziwia, nie wybiera, nie sugeruje, co by mu najbardziej smakowało,
lecz raduje się że nie musi tego wszystkiego dźwigać, gotować,
przygotowywać, a dobroczyńcy umożliwiają mu dalsze wędrowanie.
Pielgrzym wie, że najpierw trzeba się posilić, a potem dopiero może
chłonąć Ewangelię. Pielgrzymka nie jest i nie może być obozem
kondycyjno-odchudzającym. Jeżeli cały rok folgujemy sobie w jedzeniu to
pielgrzymka nie może być karą za to.
Pielgrzymka może i powinna być raczej powrotem do normalnego rozsądnego
odżywiania się. A więc spożywamy co najmniej jedną bułkę czy kromkę
chleba na śniadanie. Na obiad talerz zupy z niewielką ilością klusek,
co najmniej dwa kartofle i trochę mięsa, jeśli dostaniemy. Na kolację
nie zapominać o pomidorach, owocach i innych warzywach. Zawsze należy
wykorzystać okazję i spożywać wystawione przez gospodarzy mleko i
kompot, owoce i warzywa, aby wyrównać potrzeby witaminowe, ale
nie należy nigdy jeść więcej, niż jemy na co dzień.
Zdarza się, że przez staropolską gościnność i uczty wystawiane przez
wielu dobroczyńców można przy braku umiaru przytyć na
pielgrzymce.Na odwrót pielgrzym, który będzie powtarzał
bezsensowne, zawsze szkodliwe ostre diety w drodze, to po kilku
pielgrzymkach zaczną mu trzeszczeć wszystkie stawy a szczególnie
kolanowe, zaś po kilkunastu latach skończy się to ciężkimi
degeneracjami stawów. Spowodowane jest to ostrymi niedoborami
białek i witamin w takich dietach, a przecież w drodze występuje
wzmożone zapotrzebowanie na nie. Cuda są i zdarzają się także na
pielgrzymce. Nie wolno nam jednak żądać cudu ani oczekiwać go tam,
gdzie jest niepotrzebny. Potrzebni jesteśmy Maryi i Panu Jezusowi
zdrowi i silni, duchem i ciałem, i głównie tacy mamy być w
rękach Pana Boga narzędziem do przeobrażania świata na lepsze. Staramy
się przeto ponad wszystko ducha rozwijać i ciało umacniać, bo
Bóg potrzebuje naszych rąk i sił do budowania Królestwa
Bożego na ziemi. Jeżeli jednak darowana jest nam łaska przemieniania
świata na lepsze przez nasze cierpienia, to przyjmujmy je z pokorą i
wytrwałością.
Dlaczego pielgrzym nie może kąpać się w jeziorach, rzekach i stawach?
Niestety
mimo zakazów pielgrzymi próbują zażywać kąpieli. Przy
wędrówce w skwarze i kurzu jest to całkiem normalne uczucie -
wreszcie móc się zamoczyć w wodzie. Ponieważ jednak pielgrzym
daje z siebie wszystko i idzie często - nawet sobie tego nie
uświadamiając - na granicy własnych możliwości - to dodatkowy szok
termiczny prowadzi do nagłego spadku ciśnienia, do nagłych masowych
zaburzeń równowagi, zawrotów głowy, co prowadzi do
całkowitej utraty orientacji i utonięcia. Już na postojach wielu
pielgrzymów cierpi z powodu kurczów mięśniowych. W zimnej
wodzie dochodzi do masowego kurczu mięśni ogarniającego najpierw łydkę,
błyskawicznie wstępującego na udo, obezwładniającego dolną nogę, potem
kończynę górną i całą połowę ciała. Dopłynięcie do brzegu czy
chociaż wyjście z wody staje się niemożliwe. Bolesną prawdą jest, że co
roku toną pielgrzymi, którzy łamią zakaz kąpieli.
Należy ciągle podkreślać, że w tym zakazie nie tkwi dodatkowa ofiara,
ale szczególne ostrzeżenie przed niebezpieczeństwem grożącym
człowiekowi po skrajnym wysiłku, gdy wchodzi do zimnej wody. Jeszcze
bardziej narażają się ci, którzy w takich warunkach
próbują ratować tonącego. Należy wzywać pomocy, rzucić tonącemu
linę, podać długą gałąź albo popchnąć w jego kierunku coś pływającego.
Lecz jeśli nie jesteśmy ratownikiem, który trenował w
ekstremalnych warunkach, to rzucając się do wody raczej sami utoniemy,
a tonącemu nie pomożemy. Należy też dodać, że także po pielgrzymce
musimy odpocząć i wrócić do stanu równowagi i w żadnym
razie na drugi dzień po jej zakończeniu nie próbujmy przepłynąć
przez jezioro.
Ile pielgrzym ma bąbelków i po co?
Pielgrzym
ma od zera do 64 bąbelków. Pielgrzym ma bąbelki aby wiedział, że
za mało używał nóg przed pielgrzymką, żeby zrozumiał, że ma złe
buty albo złe skarpetki. Ponadto aby wiedzieć, jak bardzo palenie
papierosów ogranicza krążenie krwi w stopach. Aby się nauczyć,
że trzeba codziennie chodzić 5 do 8 km. Aby do następnej pielgrzymki
odpowiednio się przygotować. Na mojej pierwszej pielgrzymce po
pierwszym etapie miałem 36 bardzo bolesnych bąbli, a do końca
wędrówki mimo, że połowę trasy mnie wieziono, miałem ich 64. Dwa
lata później, już wolny od nikotyny, po odpowiednim treningu i w
lepszych butach nie miałem ani jednego.
Opatrywałem poranione, zbąblowane stopy pielgrzymów nieraz do
północy. Masowałem zmęczone stopy na postojach, masowałem
zacierające się ścięgna i za pomocą dużego noża poprawiałem kształt
obcasów. Obserwowałem, pytałem, wyjaśniałem i mogę śmiało
twierdzić, że dobre buty to 50%, a wychodzone nogi to 30% gwarancji, że
nie będzie bąbelków. Pielgrzym ma bąbelki po to, by zgłosić się
z nimi do punktu medycznego, a nie po to, by starać się je przetrzymać.
Prawidłowo leczone bąbelki pozostawią jeszcze dość cierpienia, aby
spełniły się nasze intencje. Nieleczone będą się rozrastały i
uniemożliwią dalsze pielgrzymowanie.
Czego z bąbelkami robić nie wolno
Po pierwsze - nie wycinać.
Po drugie - nie przecinać.
Po trzecie - nie infekować.
Po czwarte - nie rozdzierać.
Po piąte - nie zadawać bólu.
1. Mimo, że boli i piecze, skóra bąbelkowa jest najlepszym
naturalnym opatrunkiem. Jej wycięcie spowoduje powstanie następnego
dnia w tym samym miejscu bolesnej rany, która uniemożliwi nam
dalsze wędrowanie.
2. Duże przecięcie całego bąbla spowoduje efekt częściowo podobny jak
przy wycinaniu i dodatkowo stan zapalny pod resztkami skóry.
3. Nieprawidłowe, niezgodne z zasadami higieny zaopatrywanie bąbelka
spowoduje jego zainfekowanie i następny stan zapalny, a w dalszej
kolejności ropienie. Nogi przed zaopatrywaniem bąbelków należy
umyć, a najlepiej wymoczyć w wodzie z mydłem. Skórę przed
wykonaniem zabiegu należy zdezynfekować. Najwyższy czas, aby skończyć z
przecenianiem dezynfekującej mocy spirytusu. Przetwory spirytusu
działają tylko na powierzchni skóry i są mało skuteczne.
Nowoczesne, atestowane substancje do dezynfekowania działają na:
bakterie, grzyby i wirusy; także w głębokich porach skóry.
Oczywiście muszą one mieć czas na zadziałanie, to znaczy po nawilżeniu
nimi powierzchni należy odczekać 30 sekund i dopiero potem wykonywać
zabieg. Aby nie tracić czasu i nie niecierpliwić się, należy najpierw
przygotować pole zabiegu, przez nawilżenie go płynem dezynfekującym, a
potem przygotować: igłę, waciki, maść, gazę przylepną itp. Trwa to
około 30 sekund. Potem sprawnie i i szybko wykonujemy zabieg i
zaopatrujemy odpowiednio pole po zabiegu.
4. Przekłuwanie igły przez bąbelek, a potem wykonywanie nią ruchów rozdzierających należy odrzucić i nie akceptować.
5. Zajodynowanie albo polanie spirytusem na bąbelek po takim zabiegu
jest niezrozumieniem roli lekarza albo pielęgniarki jako miłosiernego
samarytanina. Należy przede wszystkim unikać zadawania bólu. Po
prostu wybierać metody, które nie bolą. A jeżeli bąbelek jest
głęboki, zapalny i bardzo bolesny, to należy go najpierw znieczulić
przez nałożenie na kilka minut maści znieczulającej (np. anathesin)
albo przez upuszczenie strzykawką trochę płynu i dostrzyknięcie środka
znieczulającego (lignocain 2%, procain 2%, biouwacain 0,5%).
Przyczyny powstawania bąbelków
Pierwotną
przyczyną powstawania pęcherzy na stopach podczas marszu jest miejscowe
mechaniczne przeciążenie skóry, która nie wytrzymuje:
ocierania, pociągania, wkleszczania, szarpania i reaguje obronnie
wytworzeniem bąbelka w centrum tegoż maltretowania. Gdy jednak pęcherz
jest już utworzony i przepełniony płynem, to jego dalsze uciskanie za
każdym krokiem powoduje dalsze rozwarstwianie się skóry na
brzegach i jego rozrastanie. W ekstremalnych warunkach widzi się
pęcherze, które obejmują całe przedstopie. Dlatego bardzo ważnym
jest odpowiednio wczesne wykonanie zabiegu. Celem zabiegu jest takie
zaopatrzenie bąbelka, aby wydzielany płyn mógł w miarę swobodnie
odpływać na zewnątrz, jednakże jego wnętrze powinno pozostać
niedostępne dla bakterii, grzybów i wirusów, a wtedy ma
szansę wyleczyć się sam w dalszej wędrówce.
Bóle stopy i podudzia wywołane złym obuwiem
Najczęstszą dolegliwością jest przeciążenie mięśni, ścięgien i troczków z przodu goleni. Są to:
- miesień piszczelowy przedni
- mięsień prostownik długi palców
- mięsień prostownik długi palucha
Nie wnikając w szczegółowe funkcje anatomiczne można powiedzieć,
że mięśnie te podnoszą stopę i palce do góry, a u pielgrzyma
hamują stopę przed klapnięciem przodostopiem o podłoże o podłoże przy
wykroku. Umożliwiają lekkie, płynne położenie stopy wykrocznej na
powierzchni. Jeżeli ktoś bardzo mało chodził to na początku ta grupa
mięśni będzie zawsze bolała do czasu, aż się odpowiednio wytrenują.
Jeżeli obcas buta jest nieprawidłowo ukształtowany to obciążenia na te
mięśnie są 2-3 krotnie większe niż podczas chodzenia na boso. Do
stałego wyposażenia mojej lekarskiej torby pielgrzymkowej należy duży,
solidny nóż, którym na postojach odpowiednio obcinam
(modeluję) obcasy u dziesiątków par butów. Jeżeli ten
'zabieg' zostanie wykonany odpowiednio wcześnie, to bóle
ustępują w dalszej drodze.
Drugą co do częstości przypadłością są bóle i dolegliwości
przodostopia spowodowane przez zbyt wąskie buty w przodostopiu. Gdy są
to buty pełne, pomocne jest wiązanie tylko u góry, a
pozostawienie w przodostopiu 2 do 3 wolnych oczek. Trzecią co do
częstotliwości przyczyną dolegliwości są głęboko wykolebkowane wkładki
albo głębokie wąskie kolebki w sandałach. Wkładkę wyjmujemy i odrywamy
albo odrzynamy wszystkie nakładki oprócz peloty środkowej i tą
samą - skórę z pelotą wkładamy do buta, a bóle pięty
ustępują w drodze. Czwartą co do częstości przyczyną dolegliwości są
trzeszczące zapalenia ścięgna Achillesa. Według moich obserwacji jedyną
tego przyczyną jest ucisk cholewy buta albo rzemienia sandałów
na pracujące ścięgno. W naturze nic w tej okolicy nie ciśnie, toteż na
ciągły ucisk podczas przesuwania się ścięgna w pochewce reaguje ona
stanem zapalnym i obrzękiem. Wyczuwalnym objawem tego zapalenia jest
trzeszczenie ścięgna Achillesa przy poruszaniu stopą. Najczęściej
wystarcza wytłumaczenie przyczyny dolegliwości i usunięcie jej przez
luźne sznurowanie buta u góry. Niekiedy trzeba wykonać nacięcia
na pasku sandałów, jeżeli jego górna krawędź uciska na
ścięgno. 'Wygodne wymoszczenie' górnego brzegu cholewki buta
pełnego drażni często tak dalece ścięgno Achillesa, że musi być ono w
jego okolicy wyskubane, a wtedy bóle ustępują.
Jeżeli pacjent z trzeszczącym zapaleniem ścięgna Achillesa przychodzi
do chirurga, to najczęściej dostaje gips na dwa tygodnie. Pielgrzym
otrzymuje na noc opatrunek z maści butapirazolowej albo lepiej naproxen
i poprawę buta. Przy poprawionym bucie bóle i trzeszczenie
ustępują w drodze! Jeżeli zgłosi się w drodze z narastającym
bólem i trzeszczeniem to musi do wieczora odpocząć, a po
odpowiednim zaopatrzeniu może następnego dnia pielgrzymować.
Asfaltówka? Alergia na asfalt?
Alergia na asfalt nie istnieje.
Jest to błędne rozpoznanie przyczyny występującej alergii. Na odkrytych
powierzchniach nóg asfaltówka nie występuje, a pojawia
się tam, gdzie skóra ma albo miała kontakt ze skarpetami,
pończochami, spodniami lub spódniczką. Asfaltówka
występuje u ludzi, którzy już mają skłonność do alergii albo
tlącą się alergię. Asfaltówka jest ostrym wybuchem alergii
kontaktowej na detergenty i sztuczne enzymy z proszków i
płynów do prania, niedostatecznie wypłukanych z kontaktującej
się ze skórą odzieży. Asfaltówka może się pojawić także
przez niedostateczne spłukanie ze skóry resztek mydła, a w
szczególności płynów do kąpieli. Skóra na nogach w
czasie marszu poci się i przegrzewa. W pocie rozpuszczają się resztki
proszków do prania i przechodzą na skórę. W przegrzanej
skórze wnikają one przez otwarte pory w głąb skóry -
wtedy może się zacząć reakcja alergiczna.
Aby zapobiec asfaltówce nie należy używać płynów ani
płynnych mydeł do kąpieli, tylko normalnego mydła szarego albo
oliwkowego. Po kąpieli skórę należy bardzo dokładnie spłukać!
Błędnym jest założenie, że nowoczesne pralki płuczą doskonale. Jest
wręcz odwrotnie - płuczą niedostaecznie. Bieliznę po skończonym cyklu
prania (5 razy płukanie) należy jeszcze raz włączyć na dodatkowy cykl
płukania. Dopiero powtórny cykl płukania, czyli razem 8 do 10
pojedynczych cykli obniża poziom detergentów i enzymów
piorących w ubraniu na tyle, że asfaltówka nie będzie
występowała. W ogóle - aby przepocone ubranie nie 'gryzło', nie
'szczypało' i nie 'swędziało' należy wszystkie rzeczy zabierane na
pielgrzymkę dodatkowo wypłukać. Konieczne w tym miejscu jest
podkreślenie, że niedopuszczalnym z punktu widzenia higieny
antyalergicznej jest używanie dodatków chemicznych
'zmiękczających' do bielizny, pościeli czy ręcznika. Jeśli ktoś
koniecznie chce dostać asfaltówki to najlepiej codziennie wyprać
ręcznie pończochy w płynie typu 'ludwik' i po jednorazowym płukaniu
zakładać je na nogi.
Obrzęk limfatyczny skóry podudzi
Zaczyna
się obrączkowym obrzękiem skóry powyżej kostek. Wstępuje na całe
podudzie. Skóra jest napięta, gładka, nacieczona, lśniąca i
bardzo bolesna. Ból nasila się i powoduje uczucie jak gdyby
skóra miała się rozedrzeć za każdym krokiem (można mieć o nim
pojęcie jeżeli kiedyś komuś wykonano na przedramieniu - dla głupiego
żartu - tak zwaną pokrzywkę). Ból ten uniemożliwia dalszą
wędrówkę. Obrzęk i ból są tak nasilone, że nawet
doświadczony lekarz może postawić błędną diagnozę zakrzepicy żył
głębokich podudzia albo zakrzepicy żył powierzchniowych. Zakrzepica żył
głębokich podudzia jest śmiertelnie niebezpieczną chorobą, natomiast
obrzęk limfatyczny skóry nie jest groźny. Ale dlatego właśnie w
razie wątpliwości chory musi być konsultowany, najlepiej w poradni
chirurgicznej przy szpitalu.
Leczenie polega przede wszystkim na spoczynku. Maści, leki
przeciwzapalne pomagają tylko w spoczynku. Przy próbie dalszego
wędrowania obrzęk i ból gwałtownie się nasila. Aczkolwiek
przyczyna tej choroby nie jest znana to myślę, że sprawdzi się moja
hipoteza, iż obrzęk limfatyczny skóry podudzi po dłuższym marszu
występuje na skutek niedoboru selenu w organizmie. Podobnie jak jod
także i selen jest pierwiastkiem, którego zaczyna brakować w
pożywieniu w Europie. Jajka, wątróbki, podroby i kanadyjska
pszenica są bogate w selen. Selen zawarty w tabletkach drożdżowych -
masowo sprzedawany w aptekach i sklepach - jest dla naszego organizmu
praktycznie niedostępny. Tylko sól sodowa selenu (natrium
selenium) w tabletkach jest bezpośrednio dostępna dla naszego
organizmu. Człowiek potrzebuje na co dzień około 100 mikronów
selenu, czyli na cały rok około 35 miligramów! Na następną
pielgrzymkę zabiorę ze sobą zapas wysoko dawkowego selenu, aby
potwierdzić albo wykluczyć moją hipotezę. Leczniczo należy wziąć przez
trzy dni 3 razy 300 mikrogramów, aby ostre niedobory szybko
wyrównać. Następnie przez tydzień raz dziennie 300 mikrogram i
na dłuższy czas 100 mikrogram dziennie.
Do Nieba nie ma połączenia telefonicznego
Podczas
pielgrzymki łączymy się tylko z Niebem z pomocą specjalnych połączeń
znanych i niezmiennych od wieków. Należy umówić się z
rodziną, że tylko po apelu, ok. g. 21.30 wymieniamy się informacjami i
dzielimy radościami. Jeśli ktoś wysłał z pielgrzymki kilkadziesiąt
SMS-ów to najczęściej utracił szansę duchowego jej przeżycia, a
chciał tylko pokazać wszystkim, że na niej był. Należy sobie w pełni
uświadamiać, że jeżeli w małym kościółku o konstrukcji
żelbetowej włączonych jest dwieście telefonów, to na głowę
przypada nie jeden, ale kilkadziesiąt watów. A nie do
oszacowania są fale odbite, błądzące i interferujące, czyli jak
mówią studenci 'mózg się lasuje'. Nieczęsto uświadamianym
a śmiertelnym niebezpieczeństwem jest nadciągająca burza. Już
pojedyncze telefony wywołały uderzenie pioruna, a kilkadziesiąt
włączonych telefonów tworzy między grupą pielgrzymkową a stacją
nadawczą kanał 'troszeczkę' zjonizowanego powietrza, który
niechybnie zostanie wybrany i zamieniony w kanał śmiertelnej plazmy
przez pojawiający się w okolicy piorun.
Telefonem komórkowym a pielgrzymce szkodzimy naszej duszy
niepotrzebnym zagłuszaniem, niepotrzebnie absorbujemy nasz umysł przez
koncentrowanie się na rzeczach nieważnych i zatruwamy nasz organizm
przez nadmierną ekspozycję w sumujących się polach
elektromagnetycznych.
Stanisław Gawroński, 'Poradnik pielgrzyma'
Borken - Lubraniec - Włocławek 2005
Wydanie prywatne autora
W Pierwszej Księdze Królewskiej
poznajemy dramatyczną historię proroka Eliasza, który musiał
walczyć z różnymi przeciwnościami. Izrael odwrócił się od
przymierza z Bogiem, nie tylko nie chciał usłuchać proroka, ale nawet
go prześladował z powodu głoszonych przez niego pouczeń oraz wezwań do
nawrócenia. Przed swoimi nieprzyjaciółmi Eliasz musiał
uciekać na pustynię. Czuł się bardzo zmęczony fizycznie i psychicznie.
Wyczerpany, woła do Boga: "Odbierz mi życie, bo nie jestem lepszy od
moich przodków" (1 Krl 19, 4). I właśnie wtedy, gdy ta myśl
ogarnęła proroka, ukazuje mu się anioł, aby go wezwać do
wędrówki w nieznane.
Zobacz więcej
Eliasz
przez czterdzieści dni i nocy szedł do góry Horeb. Tam w grocie
usłyszał głos Pana. Mógł Mu szczerze wyznać swój
ból i zwątpienie. Wtedy Bóg wezwał Eliasza na spotkanie:
"Wyjdź, aby stanąć na górze wobec Pana!". Najwyższy nie objawił
się ani w wichrze, ani w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu, ale w łagodnym
powiewie wiatru. To spotkanie odrodziło proroka i na nowo rozpoczął
swoją misję.
Od wieków każdy pątnik idzie śladami Eliasza. Bóg jest
zawsze i wszędzie obecny, ale są takie miejsca, w których Jego
obecność zostaje niejako "spotęgowana". Tam człowiek potrafi usłyszeć
Boga tak jak Eliasz - w lekkim powiewie wiatru. Pielgrzymka to swoista
przestrzeń - podobna do drogi ku świętej górze Horeb. W niej i
poprzez nią Bóg staje się człowiekiem, aby go przemienić i
wezwać do urzeczywistniania powołania. Ostatecznie dzieje się to na
Świętej Górze.
Tradycja pielgrzymowania jest obecna od samych początków
chrześcijaństwa. Już pierwsi chrześcijanie pielgrzymowali do miejsc
pobytu Chrystusa. W III w. pewien pątnik z Galii opisywał, że widział
kamień, przy którym Judasz zdradził Jezusa. We wczesnym
średniowieczu miejscem czci pątników stały się także groby
męczenników, na przykład pochowanych na watykańskim cmentarzu.
Wiemy również o prześladowaniach, jakie spotykały wiernych,
którzy nawiedzali grobowce męczenników znajdujące się
poza murami miasta. Przypomnijmy, że zgodnie z obyczajem rzymskim
początkowo grzebano zmarłych wzdłuż dróg wylotowych z miasta
(później w tych miejscach powstawały słynne rzymskie katakumby).
Gdy minęła epoka prześladowań, po edykcie Konstantyna (313 r.),
męczenników zaczęto chować w kościołach, w pobliżu ołtarza.
Odtąd pątnicy zmierzali do miast, w których przechowywano
relikwie. Niejednokrotnie celami pielgrzymki były pustynne odludzia,
miejsca życia i modlitwy pobożnych pustelników, którzy
porzucili społeczeństwo, by w ten sposób dawać świadectwo swego
zawierzenia Bogu. Świątobliwi asceci służyli innym swoją radą i duchową
pociechą. Szczególnie często wierni nawiedzali ascetów,
którzy w radykalnie skrajny sposób wyrażali pokutę, np.
znaczną część doby modlili się stojąc na kolumnach, bez żadnej osłony.
Ruch pielgrzymkowy musiał być dość intensywny, skoro Antoni Pustelnik
wielokrotnie zmieniał miejsce pobytu na pustyni, ponieważ nie
mógł spokojnie modlić się z powodu licznych odwiedzin. Wiemy
też, że pewien diakon z Aleksandrii założył rodzaj biura
pielgrzymkowego, ponieważ wystawiał przepustki do św. Antoniego
Pustelnika.
Od początku chrześcijaństwa były znane pielgrzymki do miejsc, w
których moc Boża objawiła się przez Aniołów,
szczególnie przez Michała Archanioła. Jedno z takich
sanktuariów św. Michała znajduje się w Normandii, nad samym
brzegiem oceanu. Owa Góra sw Michała już w średniowieczu stała
się tradycyjnym miejscem pielgrzymowania dzieci i młodzieży.
W wiekach średnich zrodziły się także pielgrzymki do takich miejsc, w
których były figurki lub obrazy słynące łaskami. Prowadziły do
nich specjalne trasy pielgrzymkowe. Przy nich budowano kościoły,
klasztory i specjalne schroniska, by pątnicy mogli otrzymać konieczną
im pomoc duchową i materialną. Podejmowanie takiej pielgrzymki było
czasem jednym z najważniejszych aktów religijnych w życiu,
wymagających nie tylko hartu ducha, ale i wyjątkowych przygotowań.
Pątnikami stawali się ludzie wszystkich stanów. Z biografii
Kartezjusza - na przykład - dowiadujemy się, że dwukrotnie
pielgrzymował do Domku Maryi w Loreto. W Polsce zachowały się liczne
świadectwa pielgrzymek do różnych sanktuariów w całej
Europie i do Ziemi Świętej. Ale chyba najsłynniejsze napisał Władysław
Reymont.
Był rok 1894. Dwudziestosiedmioletni, jeszcze nie znany literat, a
bardziej dziennikarz, uczestniczy w tradycyjnej pieszej pielgrzymce z
Warszawy na Jasną Górę. Gdy potem opisze swoją pątniczą drogę,
znakomicie utrwali nie tylko obyczajowość pielgrzymowania, ale przede
wszystkim przemianę duchową, która dokonała się w nim samym. Z
Warszawy wyruszył ktoś, kto patrzył na pielgrzymkę z pełnym sceptycyzmu
dystansem, ale przed Jasnogórskim Obrazem stanął już człowiek
zupełnie inny wewnętrznie. Reymont potrafił rzetelnie opisać, jak
bardzo pielgrzymowanie przemienia człowieka, ponieważ sam to przeżył.
Wróćmy do biblijnej opowieści o Eliaszu. Na górze Horeb
prorok został umocniony. Otrzymał misję namaszczenia
królów oraz nieustannego karcenia i pouczania Izraela. A
więc pielgrzymowanie to doświadczenie obecności Pana, które
sprawia, że człowiek rozpoznaje, że został posłany. To przeżywa każdy
pątnik. Trudzi się, aby spotkać Boga i poprzez to spotkanie odnaleźć
sens swego istnienia, nadać mu nadprzyrodzony wymiar. Pielgrzymowanie
jest metaforą życia chrześcijanina. Ta myśl powraca w rozważaniach św.
Pawła i św. Piotra. Św. Piotr wprost nazywa człowieka pielgrzymem bez
swojej ojczyzny (por. 1 P 2, 11). W listach św. Pawła czytamy: "wiemy,
że jak długo pozostajemy w ciele, jesteśmy pielgrzymami, z daleka od
Pana" (2 Kor 5, 6).
W tym kryje się najgłębszy sens podjęcia pątniczego trudu.
Pielgrzymując ku Jasnej Górze odkrywamy prawdę, która ma
moc przemieniania naszej codzienności - na tej ziemi jesteśmy tylko
gośćmi i pielgrzymami z daleka od domu Ojca (por. Hbr 11, 13)
Praca zbiorowa pod redakcją ks. Zygmunta Malackiego
"Ku Jasnej Górze z WAPM", Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej 1998
Zespół redakcyjny: Anna Borkowska, Marzena Czapczyk, Paweł Jakub Kaleta,
Ks. Zygmunt Malacki, Krystyna Szczerbińska, Jacek Szczerbiński, Ewa Anna Zając
Pomysł napisania "Vademecum
Pielgrzyma" zrodził się w czasie przygotowań do X Warszawskiej
Akademickiej Pielgrzymki Diecezjalnej (WAPD) aD. 1990. Obserwacja
pielgrzymki na przełomie lat 80. i 90. XX wieku doprowadziła do
istotnych wniosków. Zauważyliśmy, że w szybkim tempie przybywa
nam młodych pielgrzymów, a ubywa "weteranów". Ci ostatni
- często związani z WAPD od samego jej początku - odchodzili, bo
niekiedy pielgrzymowanie pojmowali jako wyraz buntu przeciw zniewoleniu
totalitarnemu lub - zwyczajnie - zaczęli dorosłe życie po studiach
(kłopoty z urlopem, obowiązki rodzinne itp.) W pątniczej
wspólnocie - jak w każdej rodzinie - kodeks postępowania
powinien być przekazywany - poprzez osobisty przykład - "z pokolenia na
pokolenie". Tymczasem w naszej pielgrzymce "zmiana pokoleniowa"
następowała szybko, dlatego niektórzy młodzi ludzie nie mieli
możliwości uczyć się od starszych i brakowało im świadomości, czym jest
pielgrzymowanie. Aby pomóc Księżom Przewodnikom kształtować
pielgrzymkowe wzorce, postanowiliśmy napisać cykl krótkich
rozważań, które miały być odczytywane i komentowane na początku
każdego etapu przez pierwsze trzy dni. W niektórych fragmentach
rozważania są "twardą mową", to znaczy otwarcie mówimy o
niegodnych postawach, aby uchronić przed nimi pątników. Wiemy
bowiem, że niekiedy rzeczywiście nie zła wola, ale pewna
niefrasobliwość czy wewnętrzna słabość jest źródłem
niewłaściwych zachowań. Myślę, że po latach teksty "Vademecum
Pielgrzyma" nie straciły swej aktualności i mogą służyć każdemu, kto
dopiero uczy się, co to znaczy być pątnikiem.
Czy pielgrzymom potrzebny jest program duchowy?
Gdy
przyszedłeś zapisać się na pielgrzymkę, otrzymałeś kartkę z programem
duchowym pielgrzymki. Osoba zapisująca pewnie zwróciła Ci uwagę
na jego znaczenie. Zachęciła do jego przeczytania jeszcze przed
wyruszeniem w drogę.Czym dla Ciebie jest program duchowy pielgrzymki?
Czy zaglądasz do niego? Czy przyjmujesz ćwiczenia duchowe, które
zostały powiązane z tematem rozważań każdego dnia?
Program duchowy ma Ci pomagać w Twojej pracy wewnętrznej. Nikt Ciebie w
tym wysiłku nie zastąpi. Niekiedy mówimy, że pielgrzymka dla
niektórych pielgrzymów jest rajdem. Oznacza to, że
ów Brat czy Siostra zrezygnowali z pracy wewnętrznej. Niezwykle
istotne jest, abyś zdobył się na ten wewnętrzny wysiłek. Ksiądz
Przewodnik, konferencje, rozważania, ćwiczenia duchowe - to są jedynie
Twoi pomocnicy, którzy pomagają Ci w duchowym pielgrzymowaniu.
Szczególnie ważne jest uznanie, że każdemu z nas potrzebna jest
asceza. Boisz się tego słowa, nie lubisz go, ale - niestety - to
nielubienie oznacza, że nie rozumiesz istoty wiary. "Pokutujcie i
nawróćcie się, by grzechy wasze zostały zgładzone" (Dz 3,19).
Wiara wymaga od nas, byśmy w sobie coś zmieniali, poszukiwali właściwej
postawy. Pielgrzymka jest szczególnie dla ciągle z siebie
zadowolonych, usatysfakcjonowanych swoją postawą, usprawiedliwiających
swoją nijakość i bylejakość. Ćwiczenia duchowe przypominają, że nasza
wiara jest bardzo niedojrzała i bardzo jest nam potrzebny wysiłek
duchowy. I że po powrocie powinniśmy być inni. Tragedią pielgrzyma jest
to, że po powrocie z pielgrzymki nic się w człowieku nie przemieniło,
pozostał taki sam, jakim był wcześniej. Dlatego zaglądaj do naszego
programu duchowego. Już na początku dnia. Może wtedy, gdy czekasz na
wymarsz z noclegu. Pamiętaj o nim przez cały dzień. Szczególnie
istotne, byś pamiętał o intencjach modlitewnych. Myślę, że jeżeli
świadomie będziesz korzystać z programu duchowego, to i nowego
znaczenia nabiorą konferencje i rozważania, których słuchasz w
czasie drogi.
Komunia Święta - pokarm pielgrzyma
O przeżywaniu Eucharystii
Zacznę od naszkicowania niemiłych sytuacji, które może -
niekiedy - dostrzec ktoś, kto patrzy na pielgrzymkę z boku. Gdzieś tam
dalej... kilkaset metrów dalej pielgrzymi się modlą... W blasku
słońca błyska hostia. A tu kilkuosobowa grupa pielgrzymów
wchodzi do zagrody w poszukiwaniu śniadania. Gdzieś dalej grupa
pielgrzymów spokojnie odpoczywa. Jeszcze w innym miejscu jakiś
pielgrzym pertraktuje z gospodarzem, aby ten zaczął rozdawać smaczne
bułeczki. A gdy znajdziemy się bliżej miejsca modlitwy, na obrzeżach
spotkamy wielu, którzy odpoczywają nie pamiętając o tym, że
uczestniczenie we Mszy św. wymaga właściwej postawy. A może o Tobie ta
opowieść? Jak Ty uczestniczysz w Eucharystii? Jaką przyjmujesz postawę?
Ktoś powie, że to świadome wyolbrzymianie, karykaturalne i
nieprawdziwe. Niestety, zdarza się, że niektórzy pielgrzymi nie
uczestniczą we Mszy św., bo nie czują takiego obowiązku czy potrzeby,
albo uczestniczą w sposób niegodny. Pielgrzymka, w której
nie ma miejsca na godne przeżywanie Eucharystii jest niestety tragiczną
pomyłką. Dlaczego? Pielgrzymka to Kościół w drodze, to czas i
miejsce święte, to przestrzeń nieustannej obecności Boga. Człowiek nie
tylko swoim wnętrzem, ale również ciałem powinien wyrażać swoją
postawę wobec Boga.
Ponadto, najniezbędniejszym pokarmem pielgrzyma jest Eucharystia.
Bóg każdego z nas karmi i umacnia Chlebem, bez którego
trudno znieść wyrzeczenia, bez którego trudno nieustannie się
modlić, bez którego niemożliwa jest przemiana życia. Do
Eucharystii zawsze trzeba się przygotować. Nie wolno nam improwizować.
Nie wolno iść na spotkanie z Chrystusem w duchowym rozgardiaszu, bez
właściwego nastawienia ducha. Chodzi nie tylko Sakrament Pojednania.
Chodzi też o Twoje duchowe przygotowanie do każdej Eucharystii. Etap,
który poprzedza Eucharystię, powinien być takim duchowym
przygotowaniem. O tym, czy godnie karmisz się Ciałem Chrystusa
decydujesz sam, już teraz.
Księża na pielgrzymce
Znam owce moje, a moje Mnie znają (J 10,14)
"Kapłan, który Mnie zastępuje, to nie on działa, ale Ja przez
niego - powiedział Pan Jezus do św. siostry Faustyny. - Każde jego
słowo szanuj jako moje własne; on Mi zasłoną, pod którą się
ukrywam". Kto z pątników znał i pamiętał te słowa, miał możność
przez dziesięć dni patrzeć na duszpasterzy pielgrzymkowych tak, jak
sobie tego życzy Pan Jezus.
Dziesięć dni to niemało, by w kapłanie rozpoznać Chrystusa, by być pod
jego urokiem i otworzyć swoją duszę na jego zbawienny wpływ, Według
jakich kryteriów zostali powołani do grona pielgrzymów -
nie jest mi wiadomo. Natomiast bez trudu można dostrzec, czy byli
gorliwi, czy starali się godnie zastępować Pana i jak dalece angażowali
się w prowadzenie swoich stadek na zielone niwy i nad spokojne wody.
Była ich ponad setka - w różnym wieku i z różnych stron
Polski, ale większość stanowili ludzie młodzi. Księża, diakoni, klerycy
i zakonnicy pełni werwy i wewnętrznej radości, doskonale utożsamiali
się z młodzieżą. Ich pogoda ducha i życzliwość sprawiły, że już od
pierwszych kilometrów zyskali sobie sympatię i wielu nowych
przyjaciół.
Nić serdeczności została zadzierzgnięta, mimo to pamiętali o
odpowiednim dystansie, co zapewniało im szacunek, subordynację i tak
bardzo ważne zaufanie. Ono bowiem umożliwiało otworzenie serc na
zwierzenia z najtrudniejszych i najbardziej zagmatwanych sytuacji
życiowych. Dodatkową okolicznością sprzyjającą było to, że na trasie
księża nie byli tak dostojni i tak oficjalni jak w kościele; jedli
bowiem z nami ten sam chleb, pili wodę z tych samych studni i leczyli
pęcherze na nogach - jak wszyscy. Wkrótce stali się
niezastąpionymi powiernikami szczególnie dla tych,
których we własnych środowiskach nikt nie chciał wysłuchać.
Każdy pątnik mógł według upodobania porozmawiać z wybranym
księdzem. Było to szczególnie istotne w przypadku
zakonników, którzy uosabiali specyfikę swoich
kongregacji. A dodać należy, że wśród pielgrzymkowego
duchowieństwa byli: kapłani diecezjalni, ojcowie salwatorianie,
pijarzy, jezuici, franciszkanie, misjonarze.
Niby małą, a w rzeczywistości wielka pracę niepozornych czasem
kapłanów trudno byłoby oszacować. Tylko Pan Bóg wie, ile
zdziałali dobrego. Ich konferencje, zaskakująco mądre jak na młody
wiek, słuchane były z uwagą i skupieniem, a wskazówki -
akceptowane. Najważniejsze jednak było, że każdy z nich przynosił nam
Jezusa, gdyż codziennie kilka tysięcy pątników z ich rąk
przyjmowało Komunię Św. Obok kapłańskiej młodzieży niemało było księży
dojrzałych, doświadczonych i odpowiednio przygotowanych do pracy
duszpasterskiej na wysokim poziomie. Emanował z nich spokój,
dostojeństwo i ta nieuchwytna, ale wyczuwalna bliskość Boga. Cieszyli
się wielkim autorytetem. Nie udało mi się dotrzeć do wszystkich grup,
zatem z obawy, by któregoś z nich nie umniejszyć przez mimowolne
pominięcie, nie wymieniam żadnego, z wyjątkiem salwatorianina z Grupy
Zielonej, księdza Krzysztofa Wonsa. On bowiem spełniał
szczególną rolę w kształtowaniu osobowości młodych ludzi.
Niewątpliwie należał do kapłanów pielgrzymkowych wielkiego
formatu. Uzyskawszy specjalizację z teologii duchowości na rzymskim
Gregorianum, w centrum swej kapłańskiej posługi postawił terapię dusz
ludzkich, przy czym sens swojej obecności pielgrzymkowej widział przede
wszystkim w roli spowiednika. Po studiach rzymskich przez kilka lat
pracował jako ojciec duchowny Wyższego Seminarium Duchownego
Salwatorianów w Bagnie koło Wrocławia. W 1997 założył w Krakowie
Centrum Formacji Duchowej, którego jest dyrektorem. Do WAPM
dołączył jako neoprezbiter w roku 1985 i już w niej pozostał.
Zwykle kroczył na przedzie grupy w odległości kilkunastu metrów
od reszty i spowiadał. Tuż za nim, w pierwszych szeregach grupy
skupiali się następni penitenci z długiej kolejki, która - jak
mówiono - sięgała nieraz kilku dni. Mimo to był uprzejmy znaleźć
i dla mnie czas na rozmowę. "Oceniając łaski, jakie Pan Bóg
ofiarował człowiekowi poprzez Sakrament Pokuty - powiedział - spowiedź
stwarza możliwość wewnętrznego otworzenia się i rozpoznania siebie
samego, samopoznania. To zaś prowadzi do odnalezienia Boga i spotkania
z Chrystusem, choć na początku rozmowy wielu jeszcze o tym nie wie".
Zauważył, iż niewiarygodnie dużo jest młodzieży poranionej: z rodzin
rozbitych, odrzuconej, niekochanej, takiej, która dotąd nie
miała szans ani na samopoznanie, ani na samorealizację. Ta młodzież,
gdy zwierzała się ze swoich zranień - ukazywała wielką tęsknotę do
innego życia, do odmiany. A gdy ks. Krzysztof otwierał jej oczy na
miłość Jezusa, nie umiała ukryć swego zaskoczenia spotkawszy Boga,
który jako pierwszy ją zaakceptował. "Starałem się dotrzeć do
niej - mówił - poprzez słowa Izajasza, który w imieniu
Pana zapewniał: Jesteś w moich oczach drogi, cenny i ja cię miłuję...
(Iz 43,4)". Ks. Krzysztof widział też istnienie wielkiego
niebezpieczeństwa, które w każdej chwili może tę zranioną
młodzież pociągnąć ku złemu środowisku, gdzie otoczona
pseudowartościami nie będzie miała szans prawidłowego spojrzenia na
własne życie. "Zatem - mówił dalej - starałem się ją przekonać,
że nikt jej nie pomoże, jeśli sama sobie nie zechce pomóc.
Radziłem jej, by wróciwszy do tych samych problemów,
spróbowała przenieść do domu tryb życia pielgrzymkowego:
codzienną modlitwę, wczesne wstawanie i akceptowanie niewygód.
Ale podkreślałem też, że konieczne jest poszukanie jakiejś
wspólnoty duchowej, bo codzienność, niestety, zamyka drogę do
Boga. Poza tym trudno jest iść do Niego w pojedynkę. Przekonywałem, że
udział w pielgrzymce powinien stać się duchowym zastrzykiem w procesie
uzdrawiania". Na pytanie, jak Ojciec ocenia duchowość dzisiejszej
młodzieży odpowiedział, iż w zasadzie pozytywnie. Młodzież posiada
bowiem głęboką potrzebę przeżycia religijnego, którego on sam
jeszcze nie umie nazwać, ale to, że ona istnieje, ma bardzo duże
znaczenie. "Oprócz tego - powiedział - dostrzegam pewną płytkość
przeżyć i nienasycenie, toteż głośne i spontaniczne śpiewy nie mogą
jeszcze być świadectwem prawdziwej wiary". Mimo to przyznał, iż cieszy
się, że Bóg jest dla młodzieży wielką radością, gdyż na jej tle
doświadczeni kapłani mają większą możliwość uświadomienia, że pod
powierzchnią śpiewów można i trzeba Go odnaleźć.
W Grupie Zielonej w roku 1997 było aż siedmiu księży, ale i w innych
było ich co najmniej dwóch. Od poziomu prowadzonych konferencji
i charyzmatu ich słowa zależał kształt formacji duchowej w danej
grupie, a od osobowości kapłanów - jej atmosfera. Oni też
decydowali o doborze dodatkowych modlitw, poza ogólnie
przyjętymi. W przeciwieństwie do świeckich, którzy mogli
pielgrzymować w spodniach do kolan i koszulkach z krótkimi
rękawami, księża mimo upału kroczyli w długich, czarnych sutannach, z
wysoko zapiętymi kołnierzykami, co dodatkowo utrudniało marsz. Na ich
plecach były widoczne duże białe plamy wypoconej soli, mimo to nigdy
nie tracili pogody ducha i nie narzekali. Pewnego dnia spytałam znajomą
siostrę zakonną, jak znosi upały tak szczelnie odziana. Odpowiedziała
uśmiechając się: "Swoje przegrzanie ofiaruję za te, które chodzą
nago". Tak było zapewne i z naszymi księżmi.
Każdy dzień pielgrzymki zacieśniał nić sympatii między pasterzami a
owieczkami. W pątniczym trudzie poznawali się wzajemnie i coraz
bardziej rozumieli. Tu nikt nie wyzwalał w duchownych postawy obronnej,
znikąd też nie musieli obawiać się zniewag z powodu noszonej sutanny.
Tu sercem płacono za serce i uśmiechem za uśmiech. Tu w kapłanach
rzeczywiście widziano Chrystusa.
Gość w dom, Bóg w dom
Pielgrzymki
omijają duże i średnie miasta, idąc głównie poprzez wsie, osady
i małe miasteczka. Przechodząc przez nie, ani nie kolidują z ruchem
ulicznym, ani nie zakłócają ich normalnego funkcjonowania. Nie
przeszkadzają nikomu. Luźna zabudowa, pola, łąki i lasy nie
przeszkadzają wyciszeniu tak potrzebnemu podczas modlitw i rozważań.
Przy tej okazji wielu mieszczuchów może wreszcie poznać polską
wieś wraz z jej mieszkańcami. Jakie są nasze ojczyste wsie? Najczęściej
wspaniałe, polskie i Boże. Owszem, tu i ówdzie słyszy się o
gospodarzach, którzy na widok pielgrzymki chowają się albo każą
sobie płacić za szklankę wody czy nocleg w stodole. Na naszej trasie
niczego takiego nie zauważyliśmy. Jest dokładnie odwrotnie. Pisząc ten
artykuł powinnam klęczeć, aby choć w ten sposób oddać cześć
ludziom, których spotkaliśmy na naszej drodze.
Z góry proszę o wybaczenie, bo nie jestem w stanie wymienić
wszystkich wsi i miejscowości. Nasza pielgrzymka jest duża, czasem
poszczególne legiony szły różnymi trasami. Na licznych
drogach ludzie wychodzili z domów, witając nas i pozdrawiając.
Tak długo machali rękoma, dopóki nie minęła ich ostatnia grupa.
Młodzież z tęsknotą żegnała przechodzących rówieśników,
starsi - patrzyli na nas ze łzami w oczach. Przed wieloma domami stały
całe rodziny. W upalne dni wszystkie napoje wystawiane na pobocze przez
życzliwych gospodarzy przyjmowane były jak błogosławieństwo. A było ich
niemało i tak rozmaite, że podziwialiśmy pomysłowość gospodyń,
które je przygotowały. Począwszy od czystej, zimnej wody ze
studni, pątnicy mogli skosztować herbaty, mity, kawy zbożowej i
najrozmaitszych kompotów. Wiedząc, że pielgrzymka nie zatrzymuje
się podczas marszu, niektórzy mieli już przygotowane napełnione
szklanki, aby przechodzący mogli je tylko wychylić, bez konieczności
oddalania się od grupy.
Nie mniejszą wdzięcznością darzyliśmy tych, którzy przy drodze
wystawiali tace z kanapkami albo miski z pomidorami i kiszonymi
ogórkami czy też skrzynki z jabłkami. Chwytając w marszu owoc
lub kanapkę, pielgrzymi mogli tylko się uśmiechnąć i posyłając w
przelocie "Bóg zapłać", szli dalej. Ale nawet ci, którzy
nie częstowali pątników, obdarzani byli wyrazami największej
wdzięczności. Oto bowiem w Zaborówku i Puszczy Mariańskiej na
drodze stały kobiety z ogrodowym wężem w ręku, z którego wysokim
łukiem, ponad pielgrzymami, wypuszczały strumień drobniutko rozpylonych
kropelek wody. Nieco ochłodzeni pielgrzymi dziękowali za tę pomysłowość
myśląc, jak niewiele trzeba, by okazać serce drugiemu człowiekowi.
Odpoczynki organizowane były zwykle przy kościołach. Niesiony na
przedzie krzyż pielgrzymkowy wkraczał jako pierwszy w progi świątyni i
pokłoniwszy się przed Najświętszym Sakramentem, trzymał straż przy
głównym ołtarzu. Za nim niektóre grupy ustawiały swoje
tablice. W tym czasie pątnicy odpoczywali, a potem wchodzili do
kościoła, aby pomodlić się i obejrzeć jego wnętrze, bo trzeba przyznać,
że na szlaku jest kilka świątyń o niezwykle pięknym, zabytkowym
wystroju. Niektórzy pątnicy pierwsze kroki od razu kierowali do
świątyni. Jedni spędzali tam na modlitwie cały czas przeznaczony na
odpoczynek, inni po chwili wychodzili na zewnątrz. I właśnie wtedy
czekający już na nas gospodarze rozdawali poczęstunek i napoje.
Nie zapomnę niedzielnego śniadania w Pawłowicach. Na trawnikach
wokół kościoła ustawiono długie stoły, przy którym
odświętnie ubrane gospodynie częstowały wchodzących śniadaniem. Jeden
ze stołów przykryty był białym obrusem ozdobionym tak szeroką
aplikacją koronkową, jaką widuje się chyba tylko w kościołach na
głównym ołtarzu. Na tacach leżały stosy kanapek: z masłem i
serem, twarożkiem, wędliną, z jajkami, pastą rybną, miodem, dżemem, a
nawet pysznym smalcem domowej roboty. Obok stały ogromne gary i bańki
na mleko z napojami. Była też kawa z mlekiem. Gospodynie pomyślały
nawet o lejkach, by z ich pomocą można było uzupełnić zapasy
napojów w pątniczych butelkach. Wszyscy najedli się do syta.
Tego samego dnia podobną hojność okazali nam oo. Franciszkanie w
Niepokalanowie i siostry Niepokalanki w Szymanowie.
Odpoczynki obiadowe były dwu-, a czasem i trzykrotnie dłuższe od
pozostałych, gdyż łączyły się zawsze ze znaczącym odpoczynkiem. Dzięki
naszym wspaniałym gospodarzom, którzy starali się poczęstować
nas tym, co Bóg im dał, słowo "obiad" nabierało prawdziwości
wyrazu. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że przygotowanie obiadu
wymagało wiele trudu i poniesienia kosztów materialnych, ale
gospodyniom śmiały się oczy, gdy patrzyły na jedzących. Najczęściej
były to smaczne i pożywne zupy; rozmaite - w zależności od pomysłu
gospodyni, a więc: żurek ze skwarkami, pomidorowa, rosół z
makaronem, różne zupy owocowe, grochówka, krupnik,
jarzynowa czy barszczyk czerwony. Czasem był i bigos. Jakby tego
wszystkiego było mało, wynoszono jeszcze ciasto albo przepyszny chleb
domowego wypieku.
W zależności od wsi posiłek obiadowy przygotowywano różnie.
Ksiądz proboszcz z Borzęcina Dużego już po raz piętnasty podrywał wieś
do tego zadania. Obiad przygotowywany był w domach i przywożony przed
kościół, gdzie odpoczywali pątnicy. Podobnie było w Rzeczycy. W
Skoczykłodach gospodarze wynosili garnki z obiadem przed domy lub na
pobocze dróg. W Lubieniu, Kobielach Wielkich oraz Rzekach Małych
i Dużych pielgrzymi, kierowani przez kwatermistrzostwo obiadowe,
rozchodzili się do wyznaczonych gospodarstw według podanych
numerów domostw. Ale najbardziej przygotowano obiad w Twardej
koło Smardzewic.
Gospodarze wypożyczyli wojskową kuchnię polową i ustawili na boisku
szkolnym, za zgodą życzliwej Pani Dyrektor. Przywieźli także wielki
parnik. W przeddzień cała gromada kobiet pod przewodnictwem sołtysa,
pana Henryka Ostrowskiego, obierała jarzyny, ziemniaki i owoce, żeby
przygotować zupę i kompot. Utrudzone gospodynie: Zofia Jajek,
Władysława Kołodziejczyk, Anna Daroch z wnukiem Marcinem, Małgorzata i
Agata Prus, Maria Gielec, Helena Dziwałtowska, Kazimiera Sadowska,
Janina Brzeziańska, Halina Michalczyk, Maria Zdonek, Maria Lalek,
Joanna Gwardzińska, Danuta Słowicka, Barbara Smok, Jadwiga Grałek,
Stanisława Juszczyk, Anna i Antoni Kafarowie oraz pięć niewiast z
rodziny Mierzwów - Anna, Barbara, Maria, Kazimiera i Leokadia -
poszły na spoczynek. Po nich wartę nad obiadem przejęli miejscowi
chłopcy, którzy przez całą noc palili pod kotłami, gotując zupę
oraz wodę na kompot i herbatę. Przygotowano 700 litrów zupy oraz
dwie duże, metalowe cysterny napojów o łącznej pojemności 1000
litrów. I to był piętnasty obiad przygotowany przez tę wieś -
Twarda koło Smardzewic. Wszędzie pomyślano też o wodzie koniecznej do
umycia naczyń, a to dla pielgrzymów jest przecież bardzo ważne.
Od pątników z innych legionów dowiedziałam się, że z
takim samym oddaniem i wielką hojnością częstowano ich posiłkami
obiadowymi w Zaborowie, Jeruzalu, Kanicach, Brzozowie, Smardzewicach,
Treście, Babczowie i Rzekach Wielkich. Natomiast Siostry Niepokalanki z
Szymanowa, na co dzień prowadzące duże Liceum Ogólnokształcące z
internatem dla dziewcząt, przygotowały posiłek obiadowy, dając
jednocześnie dowód niezwykłego kunsztu organizacyjnego. Czerpiąc
z wieloletnich doświadczeń w przyjmowaniu WAPM, wszystkie punkty,
którymi pielgrzymi mogli być zainteresowani, oznaczyły tablicami
informacyjnymi. Umieszczone na wysokich słupkach były doskonale
widoczne z daleka i bardzo ułatwiały orientację. Napisy "Zupy" (z
podaniem rodzaju!), "Herbata słodka", "Herbata niesłodzona", "Mleko
zsiadłe", "Ogórki kiszone", "Ogórki świeże" (obrane ze
skóry!), "Woda bieżąca" itp. odbijały się bielą od soczystej
zieleni starego parku, w którym rozgościła się cała pielgrzymka.
Przemiłe, młodziutkie siostry, wraz ze swymi miejscowymi koleżankami i
kolegami, stały z chochlami przy olbrzymich kotłach i garach, dodając
uśmiech do każdej porcji zupy czy napoju. Dzięki temu - jak za
czasów Chrystusowych - nasza cała, niemal sześciotysięczna
rzesza wyruszyła z Szymanowa syta i zadowolona, chwaląc Boga i ludzi za
tak wielką dobroć. Nie mniej ważną przysługę czynili pielgrzymom ci
gospodarze, którzy przyjmowali ich na nocleg, udostępniając
swoje obejścia i stodoły. Niech Bóg wynagrodzi tych wszystkich
dobrych ludzi, szczególnie zaś mieszkańców Starej Rawy,
którzy od lat słyną ze szczególnej gościnności. Gdy
pielgrzymka wchodzi do wsi, czeka już na nią gromada odświętnie
ubranych mieszkańców wraz z Księdzem Proboszczem. Po uroczystych
słowach powitania, podczas którego Przewodniczący Rady
Parafialnej wygłosił na cześć pielgrzymki okolicznościowy wiersz,
przewodnik pierwszej grupy wchodzącej do wsi uroczyście przecina wstęgę
otwierając tym samym drogę do wsi. Delegacja gospodarzy z wielkim
przejęciem wręcza pątnikom ogromny, pachnący chleb i sól,
kultywując w ten sposób piękny, staropolski zwyczaj powitalny.
Wszyscy są wzruszeni. Dziękując Bogu i ludziom wchodząca grupa z
szacunkiem niosła złocisty bochen. Łamano się nim w Imię Chrystusa,
dając tym samym wyraz braterstwa wszystkich dzieci Bożych. Na kwaterach
było pod dostatkiem słomy na posłania i gorącej wody do mycia.
Gospodyni z obejścia, w którym się zatrzymałam, pani Helena
Michalecka, z wielką szczerością częstowała nas mlekiem prosto od
krowy, gorącą kawą i wodą na herbatę. Nazajutrz oboje gospodarze
pamiętali o gorącym napoju i ciepłej wodzie do mycia zębów.
Rano w Starej Rawie została odprawiona msza św., a potem na plac przy
kościele niektórzy gospodarze przyszli jeszcze ze śniadaniem.
Był świeży chleb, kawa, warzywa, a nawet wielkie, grube kawałki
pysznego, drożdżowego placka. Serca pielgrzymów ruszających w
dalszą drogę przepełnia wdzięczność i radość. Ofiarność polskich
gospodarzy miała swój wyraz w jeszcze innej postaci. Oto w
Cieślach i w Garnku wypożyczyli oni przyczepy ciągnikowe, które
posłużyły jako podium dla ołtarzy polowych. Pan Zdzisław Jędruszek ze
wsi Adamów, którego przyczepa stała na ciesielskiej łące
powiedział: "To prawda, że jest czas żniw, że sąsiedzi jeden przez
drugiego proszą o pożyczenie przyczepy, ale przecież Panu Jezusowi
odmówić nie mogłem". Jakie słowa, jakie piosenki mogłyby wyrazić
naszą wdzięczność dla wielkości serc tych często niebogatych ludzi,
którzy dzielili się z bliźnimi wszystkim, co mieli;
którzy przez wieki przechowali pod swoimi dachami polskie
przysłowie: "Gość w dom - Bóg w dom"; którzy w każdym z
pielgrzymów widzą samego Boga i niczego Mu nie odmawiają. Takich
słów nie ma. Zatem chylę czoła przed Wami utrudzonymi stopami i
w imieniu nas wszystkich całuję Wasze spracowane ręce. Szczęść Wam Boże!
Drodzy, czcigodni Gospodarze, którzy nie żałujecie nam niczego,
niech dobry Bóg wszystko, coście nam z całego serca dawali,
przemieni w zdrowie, radość, dostatek. Niech przemieni w to, czego sami
sobie życzycie i co Was uszczęśliwi. Niech tego będzie dużo, tak dużo,
z jaką hojnością nas obdarowujecie. Przez całą drogę będziemy o Was
pamiętać w naszych modlitwach: w intencjach różańcowych i
podczas każdej Mszy św.; a i w naszych domach też nie zapomnimy.
Pielgrzymkowe znaki
W
obecnych rozważaniach zastanówmy się nad symboliką
niektórych przedmiotów, istotnych w każdej pielgrzymce -
chodzi o krzyż pielgrzymkowy, znaczki grup (zwane lizakami) i małe
znaczki, które nosimy wpięte w ubranie. Krzyż jest znakiem
naszej wiary. Zawiera w sobie wiele treści. Znak naszego zbawienia
(por. Ef 2,26; Kol 1,20). Ale i znak naszego chrześcijańskiego życia,
jeżeli przywołamy znamienne słowa Chrystusa: "Kto nie bierze swego
krzyża i nie idzie za Mną, nie jest Mnie godzien" (Mt 10,38). ?Jeśli
kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż
swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie,
straci je; a kto straci życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż
bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na
swej duszy szkodę poniósł?" (Mt 16,24-26). Pielgrzymi biorą
krzyż, by przypominał im o tych wszystkich treściach i by uczyli się,
patrząc na niego, czym jest życie chrześcijanina (por. J 13,15). A
ponadto krzyż pielgrzymkowy przez cały czas unaocznia nam obecność Boga
(por. Wj 13,21). Jest więc świętością.
Gdy pielgrzymka jest duża, trzeba ją z praktycznych powodów
podzielić na grupy. Niewłaściwe byłoby dawanie każdej grupie własnego
krzyża. Dlatego znaczek, w którym pojawia się symbolika krzyża
jest przedłużeniem znaczeń, które wpisane są i urzeczywistniają
się w Krzyżu pielgrzymkowym. A więc znaczki grupowe (lizaki) to nie
tylko element organizacji. Te znaki - powtórzmy - unaoczniają
nam Boga, a i uczą, że wiara to przyjęcie cierpienia (por. Flp 2,5-11).
Dlatego właśnie znaczki trzeba szanować, one powinny być dla nas
istotną wartością, powinniśmy się o nie troszczyć.
Na koniec kilka słów o małych znaczkach pielgrzymkowych,
które nosimy wpięte w ubranie. Przypominają nam one, że
świadomie i odpowiedzialnie postanowiliśmy być pielgrzymami. Znaczek
powinien nam pomagać w przezwyciężaniu słabości duchowego wymiaru
pielgrzymki.
Post scriptum
Każdemu pątnikowi życzę, aby - mimo zmęczenia - wypełniał powołanie,
które wybrał zapisując się na pielgrzymkę. Wierzę, że
pielgrzymowanie będzie dla niego spotkaniem z Bogiem, w którym
na nowo odnajdzie odpowiedzi na podstawowe pytania: kim jestem? ku
czemu zmierzam? Wiem, ze doświadczenie - pełnej miłości - obecności
Boga poprzez wspólnotę przemienia człowieka, co sprawia, że po
powrocie z Jasnej Góry staje się rzeczywiście dzieckiem Bożym.
Brat Przewodnik Ks. Zygmunt Malacki
Pielgrzymka to nieustanna modlitwa
"Zawsze
się módlcie" (Łk 18,1) - to jedno z podstawowych pouczeń
Chrystusa. Zarówno słowami, jak i własnym życiem Chrystus
ukazał, ze pełnia wiary ujawnia się w modlitwie. W tym naśladowali Go
Jego Apostołowie. Cóż, trzeba przyznać, że w naszej codzienności
często poganiejemy, bo modlitwę spychamy na margines swoich zajęć.
Niejednokrotnie traktujemy ją jako przykry i uciążliwy obowiązek.
Dlatego Kościół zaleca nam udział w rekolekcjach, abyśmy
odnowili w sobie przeżywanie modlitwy. Potrzebne są nam dni, w
których modlitwa będzie najważniejszym zajęciem.
W nieustannej modlitwie zawiera się istota pielgrzymowania. Nieustanna
modlitwa ma nas duchowo odnowić, przemienić, zawrócić z
dróg, które Bożymi nie są, otworzyć nam oczy na
rzeczywistość, którą nie zawsze dostrzegamy. Nieustanna modlitwa
ma nas na nowo otworzyć na działanie Ducha Świętego. Powtórzmy,
że modlitwa jest nam niezbędnie potrzebna, ponieważ na co dzień
zaniedbujemy ją, a więc poganiejemy, dlatego nasza wiara jest słaba. I
właśnie w świetle tych rozważań spójrzmy na przyzwyczajenia
Braci i Sióstr, którzy z upodobaniem pozostają na końcu
grupy, tam, gdzie głos prowadzącego modlitwę jest niesłyszalny.
Zastanów się, czy zawsze jesteś uczciwy wobec Pana Boga, gdy
świadomie zwalniasz tempo, by znaleźć się poza grupą lub gdy beztrosko
rozmawiasz.
Pielgrzymka jest też czasem uświadamiania sobie, czym modlitwa jest, a
czym modlitwa nie jest. Jak często Twoja modlitwa to zwyczajna
paplanina bogata jedynie w prośby i życzenia? Modlitwa
pielgrzymów powinna być modlitwą dojrzałych chrześcijan, to
znaczy modlitwą przebłagania, dziękczynienia, prośby i uwielbienia.
Jeżeli w prawdzie staniesz przed Bogiem na modlitwie, to jedynie
właściwe wydaje Ci się przebłaganie, dziękczynienie i uwielbienie. Gdy
sobie to uświadomisz to dostrzeżesz, że tradycyjne formy modlitwy są
niezwykłym bogactwem. Czy aby na pewno słusznie postępujemy, gdy
uciekamy od Różańca, litanii czy psalmów? Pielgrzymka
pozwala odkryć na nowo znaczenie modlitwy tradycyjnej, która dla
współczesnego człowieka tak często jest trudna, ale przecież
bardzo owocna.
I na koniec... modlitwa niewłaściwie zrozumiana może utwierdzać w
człowieku jego egoizm, ponieważ skupia się tylko wobec spraw jednostki
i jej najbliższego otoczenia. Dlatego pielgrzymka to czas modlitwy za
cały Kościół, cały Naród i cały świat. I o tę modlitwę
Cię proszę.
Pielgrzymka jest wyrzeczeniem
Powiedzieliśmy,
że pielgrzymka to rekolekcje. A rekolekcje to trud, to wysiłek. Ty
przyjąłeś na siebie i trud fizyczny, i trud duchowy. Pielgrzymka
powinna być wyrzeczeniem, bo rezygnujesz z tego, co normalnie ułatwia
Ci życie. Ale pielgrzymka bezwyrzeczenia, bez rezygnacji, to tragiczna
pomyłka. Zostałeś pielgrzymem, więc rezygnujesz z wygody. Rezygnujesz z
kalorycznego i pełnego witamin pożywienia oraz posiłków,
których regularności przestrzegałeś. Czasem rezygnujesz nawet z
tego, że będziesz syty. Rezygnujesz z lodów i deserów.
Rezygnujesz z ubierania się w krótkie spodenki, które na
upalne dni wydają Ci się najlepszym ubiorem. Zrezygnowałeś z tego
wszystkiego na 10 dni świadomie i dobrowolnie, bo chciałeś być
pielgrzymem. Wiesz, że będą Cię bolały nogi i że będą bąble. I zgadzasz
się na to. I w tym jest również głęboki sens pielgrzymowania. Bo
spokojnie znosisz wszelkie uciążliwości i własną słabość ciała. I nie
narzekasz. Te niewygody ofiarowujesz w pewnych intencjach. I uczysz się
poskramiać swe ciało duchową siłą. Najprecyzyjniejszym sprawdzianem
Twojego pielgrzymowania jest Twój stosunek do tych bliźnich,
którzy nas żywią, wspomagają i czymkolwiek obdarowują. Jeżeli
pozwalasz sobie żądać czegokolwiek to znaczy, że nie wiesz, czym jest
pielgrzymka, a Twoja obecność jest tutaj ogromnym i nieporozumieniem.
A więc takimi niby-pielgrzymami są również ci Bracia i Siostry,
którzy na przykład żądają podwiezienia wtedy, gdy mogą iść
dalej, choć są bardzo zmęczeni. Niby-pielgrzymami są również
tacy, którzy od gospodarzy oczekują ciepłej wody czy noclegu w
domu. Chciałbym przypomnieć, że właściwie wyeliminowaliśmy praktykę
podwożenia pielgrzymów, którzy na trasie są bardzo
chorzy, a po przewiezieniu ich do centralnego punktu medycznego nagle
zdrowieją i znikają. szczególnie niebezpieczna jest postawa,
która polega na traktowaniu pielgrzymki jako formy dotarcia na
Jasną Górę. Jedynym celem jest dotarcie na Jasną Górę. A
przecież pielgrzymowanie dzieje się w czasie drogi, urzeczywistnia się
w Twoim wyrzeczeniu, w Twoim niedojedzeniu, w Twoim zmęczeniu i
niewyspaniu. Pielgrzymka nie jest dla słabeuszy ani dla ludzi o słabym
charakterze. Pielgrzymka jest dla ludzi z charakterem albo dla tych,
którzy chcą być silni wewnętrznie.
Pielgrzymka jako spotkanie człowieka z człowiekiem
Pielgrzymka
ma Ci na nowo ukazać niezwykłą wagę Twojego spotkania z Bogiem. Ale
zarazem intensywnego przeżywania licznych spotkań z innymi ludźmi. W
naszej codzienności nie zawsze jesteś świadom, że drugi człowiek
najczęściej przekazuje Ci dary pochodzące od samego Boga. Właśnie
pielgrzymka może Ci ukazać, że jesteśmy dla siebie nawzajem - człowiek
dla człowieka - darem. I że Bóg przez Ciebie obdarza innych
swoimi darami; a Ty również dary od Boga otrzymujesz poprzez
innych. Najpierw - o naszych spotkaniach we wspólnocie
pielgrzymkowej. Czy jesteś świadom, że darem dla Ciebie są Twoi Bracia
i Siostry?
Nie koledzy i koleżanki. Ale Bracia i Siostry. Chodzi nie tylko o to,
że możesz od nich oczekiwać pomocy. Zauważ, że ten inny człowiek Ciebie
kształtuje, wyzwala w Tobie dobro, ale czasem - niestety -
również zło, budzi w Tobie siłę fizyczną i duchową. Ważne jest,
aby wspólnota pielgrzymkowa kształtowała w każdym pątniku dobro,
mądrość, siłę. Wiemy również doskonale, że wiele potrafimy
uczynić słowem, czynem, a często i modlitwą i ofiarą. Spróbujmy
- zamiast krytykować - modlić się za innych i w ich intencjach
ofiarować swój trud. Jeżeli mówimy, że po pielgrzymce nie
możemy być tacy sami, że musi się w nas coś zmienić, to stwierdzamy
jednocześnie, że każdy z nas jest za to dzieło odpowiedzialny.
Pielgrzymka to spotkanie człowieka z człowiekiem nie tylko wewnątrz
wspólnoty. Bardzo ważne są spotkania z ludźmi, którzy nas
witają, obserwują na trasie, pozdrawiają, karmią nas i dają nocleg, z
nami się modlą, a wielu z nich z nami - duchowo - w tej pielgrzymce
uczestniczy. Zastanów się nad swoimi spotkaniami z tymi ludźmi.
Czy to w ogóle są spotkania? Czy Ty czasem po prostu
podchodzisz, bierzesz i odchodzisz? To już nawet nie chodzi tylko o to,
że jesteś niegrzeczny, bo nie podziękowałeś. Na ile Twoje spotkania
mają wymiar chrześcijański? A właśnie taki powinny mieć. Na ile w tych
ludziach, którzy Cię obdarowują (a nie muszą), dostrzegasz Boga?
Tyle, ile masz szacunku i dobroci dla tych ludzi, tyle masz wiary i
miłości wobec Boga. Na ile to spotkanie jest świadectwem? Czy swoim
gestem i słowem umocniłeś wiarę człowieka, który z Tobą się
spotkał? Czy - jako pielgrzym i chrześcijanin - niesiesz umocnienie
wiary? A może zgorszenie? Czy dzięki Tobie ludzie nawracają się czy też
z Twojego powodu utwierdzają się w niewierze mówiąc, że nie ma
Boga, skoro ci którzy idą w Jego imię, są tacy a nie inni? Te
pytania są dla Ciebie i dla nas wszystkich bardzo ważne! Powinny być
osią naszego codziennego rachunku sumienia! I cały wysiłek duchowy
powinien być nastawiony na tę sferę. Przypomnijmy, że chrześcijanie
mają swoje pozdrowienia: "Szczęść Boże", "Niech będzie pochwalony Jezus
Chrystus"; jak również podziękowanie: "Bóg zapłać". To
nie bigoteria. To jest znak, że wiara nie jest dodatkiem do Twojego
życia, ale je kształtuje w jego najbardziej codziennych przejawach.
Pamiętajmy również, że naszą chrześcijańską powinnością jest
szanować dobro innych. Zauważ, jak niekiedy wygląda pole czy łąka,
poprzez które wiedzie trasa pielgrzymkowa. Nigdy nie wolno nam
niszczyć zbiorów czy deptać pól. Zauważ, jak zachowujemy
się w omostwach. Grzechem jest używanie ognia tam, gdzie łatwo o pożar,
np. w stodole lub namiocie. Twoją winą jest też nierozważne używanie
igły czy agrafki w sianie, które przeznaczone do konsumpcji
przez zwierzęta. Winą także jest mycie się w pobliżu studni. To są
nasze grzechy i choć niektórzy się usprawiedliwiają, to dla
gospodarzy drobiazgami one nie są. To typowe grzechy
mieszczuchów, którzy czynią wiele zła z powodu braku
wyobraźni. I w tych drobiazgach zawiera się również
chrześcijański sens mojego spotkania z drugim człowiekiem.
I na koniec... Pielgrzymka uczy nas przyjmowania darów.
Wszystko, co otrzymujesz, jest darem. Nic Ci się nie należy, do niczego
nie masz prawa, o nic nie możesz się upominać i niczego nie masz prawa
żądać. Możesz jedynie pokornie prosić. Za dary trzeba zawsze dziękować.
I trzeba być także świadomym, że dary to coś, co przeznaczone jest nie
tylko dla mnie, ale i dla innych. Natura darów wymaga od nas
dzielenia się z innymi. Spójrz na swoje zachowanie w czasie
posiłków. I uwierz, że to, w jaki sposób korzystasz z
darów, to także świadectwo Twego chrześcijaństwa. Jest też
sprawdzianem Twego człowieczeństwa. Tym się bowiem człowiek
różni, jako istota wyższa, od istot innych, że potrafi panować
nad tym, co w nim niskie i instynktowne (por. Rdz 1,26; 4,7).
Pielgrzymka jako 'rekolekcje w drodze'
Na
początek kilka podstawowych pytań. Dlaczego postanowiłeś być
pielgrzymem? Dlaczego tu jesteś? Powinieneś mieć odpowiedzi na te
pytania. Myślę, że czujesz ich znaczenie. Pierwsze 2-3 dni w jakiś
sposób zadecydują o tym, jakie będzie nasze pielgrzymowanie. I
to zarówno każdego z nas, jak i poszczególnych grup i
całej pielgrzymującej wspólnoty. Ten czas jest bowiem tworzeniem
specyficznego "stylu bycia". Pielgrzymka przyniesie wiele duchowych
owoców, jeżeli rzeczywiście będziemy pielgrzymami i świadomie
będziemy pielgrzymować.Dlatego na początku pątniczej drogi każdy etap
rozpoczniemy rozważaniami o tym, czym jest pielgrzymka. Najczęściej
mówimy, że pielgrzymka to "rekolekcje w drodze", czy "rekolekcje
chodzone". Tradycyjnie bardzo mocno akcentuje się sens pokutny i
przebłagalny pielgrzymowania. Być pątnikiem to znaczy pokutować za
swoje winy, a często za winy innych. Pokutę i przebłaganie na
ogół łączymy z prośbą. My również powinniśmy swoje
wyrzeczenia ofiarować w duchowych intencjach.
Współcześnie coraz częściej pielgrzymkę pojmujemy jako "walkę o
oddech", czyli jako czas intensywnych rekolekcji. One bowiem służą
głównie modlitwie, rozważaniom Słowa Bożego, ćwiczymy swoją wolę
i modlimy się... bardzo dużo modlimy się, aby napełnić się Bożą mocą. A
więc pielgrzymka jest trudem wewnętrznej pracy, a nie tylko pobożną
manifestacją wiary.
Pielgrzymka może być doświadczeniem głębszym od choćby rekolekcji
zamkniętych. One bowiem służą głównie modlitwie, rozważaniom
Słowa Bożego i rewizji życia. Pielgrzymka natomiast od razu wymaga
urzeczywistniania ideałów i wartości, które rozważamy.
Praktycznie uczy, jak żyć prawami Boga. Nasz trud nie przyniesie
owoców, jeżeli nie pojmiemy, że rekolekcje pielgrzymkowe to
również samowychowanie.
Pielgrzymka to czas, który dany jest nam również po to,
abyśmy ćwiczyli w sobie umiejętność czynienia dobra. Grzeszność bowiem
polega nie tylko na tym, że przekraczamy konkretne prawo Boże.
Zaniedbujemy się w wierze, gdy nie czynimy dobra. Podobni jesteśmy
wówczas do ludzi krótkowzrocznych, bo nie dostrzegamy
sytuacji, które są nam dane po to, byśmy mogli obdarowywać
innych dobrocią. Pielgrzymka jest również darem dlatego, że co
krok jesteś w sytuacji, która może Cię uczyć, jak
urzeczywistniać Boże przykazanie miłości.
Pamiętaj również i o tym, że złem jest nieunikanie złych
sytuacji. W naszej codzienności tak często igramy na granicy dobra i
zła. Nie zawsze uświadamiamy sobie, że to czyni nas słabszymi duchowo.
Spójrzmy na typowo pielgrzymkową sytuację. Msza św.
pielgrzymkowa często odbywa się na otwartej przestrzeni. Przewodnicy
trasy prowadzą Twoją grupę blisko ołtarza. Ty jednak - pod byle jakim
pretekstem - zostajesz z tyłu. Rozkładasz swoje rzeczy. To miejsce jest
już słabiej nagłośnione, więc nie śpiewasz z innymi i pozwalasz sobie
przybrać bardziej swobodna postawę. Najpierw tylko do momentu
rozpoczęcia liturgii. Potem usprawiedliwiasz się zmęczeniem... Może
jeszcze krótka rozmowa z kolegą... A tuz obok pielgrzymi już się
modlą... Ty również uważasz, że jesteś pielgrzymem. Czy aby na
pewno?
Zauważ - sytuacja, która początkowo była dobra, zrodziła w Tobie
zło. Każde rekolekcje powinny nas również nauczyć, że Boga
trzeba nieustannie przepraszać za przewinienia i grzechy. Człowiek,
który ma właściwie uformowane sumienie, dostrzega swoją
grzeszność i wzbudza żal zawsze wtedy, gdy postąpi wbrew woli Boga,
nawet w drobiazgu. Pielgrzymka powinna uczyć Cię prawdziwie pokutnej
postawy wobec Boga.
I jeszcze jedna uwaga. Rekolekcje powinny być czasem ciszy wewnętrznej,
wewnętrznej samotności, wyciszenia, uwolnienia się od codziennej
paplaniny, by Bóg mógł przemówić. Doświadczeni
pielgrzymi wiedzą, że w czasie drogi najlepiej iść samemu. Nie trzymać
się kurczowo kolegi. To często rozprasza. Pamiętaj o tym również
w czasie postoju. Czasami to, co wypracujesz w drodze, niszczysz już w
czasie odpoczynku. Dzieje się tak wówczas, gdy zapominasz, że
pielgrzymujesz również wtedy, gdy odpoczywasz.
Duchowy sens dyscypliny w czasie pielgrzymki
Pielgrzymi
czasami narzekają na dyscyplinę, której wymaga kierownictwo
pielgrzymki i służby wykonujące jego polecenia. Oczywiście zdarza się,
że Brat, który wypełnia jakąś funkcję, w swej ludzkiej słabości
zachowa się niegrzecznie czy też zbyt rygorystycznie będzie egzekwował
posłuszeństwo. Wówczas Twoje niezadowolenie może być
uzasadnione, choć powinieneś również zrozumieć słabość twojego
Brata, szybko wybaczyć i zapomnieć. Ale... jako pielgrzymi rzadko
pamiętamy, że organizacja ma głęboki sens duchowy, a jej zadaniem nie
jest tylko zachowanie ładu. Na czym to polega? Niegdyś pielgrzymi
wędrowali samotnie. Było to trudne. Stąd idea grup - czyli kompanii,
jak dawniej mawiano w Polsce. Grupa bowiem mobilizuje, ale...
jednocześnie nie może się obyć bez organizacji. Grupa wymaga
okiełznania egoizmów poszczególnych jednostek.
Człowiek instynktownie postrzega rzeczywistość zgodnie ze swoim własnym
punktem widzenia. Powoli jednak musi się uczyć rozpoznawać sytuacje w
szerszym kontekście, a więc z punktu widzenia innych. To jest bardzo
trudne, bo jesteśmy przecież ułomni i słabi. Dlatego pomaga nam w tym
organizacja.Na przykład, Tobie i innym pielgrzymom niewątpliwie
najwygodniej byłoby iść całą szerokością szosy. Dlaczego więc i Księża
Przewodnicy, przewodnicy i porządkowi tak często zapraszają nas na
"pół czarnej"? Dlatego że - jako chrześcijanie - powinniśmy
myśleć również o dobru naszych braci, którzy właśnie dziś
chcieliby szybko i bezpiecznie przejechać tą drogą.
A więc, zasada organizacji uwzględnia dobro nie tylko
pielgrzymów, ale również innych. Uczy nas wyzbywania się
egoizmu. Ponadto podporządkowanie się jakiejś zasadzie, choć nie zawsze
rozpoznajesz jej racje, ma głęboki sens wychowawczy. Pewnie się
oburzyłeś na to stwierdzenie. Ale jednak... śmiem twierdzić, że to, w
jakim stylu przeżyjesz pobudkę - innymi słowy, w jakim stopniu
dostosujesz się do pewnej zasady - wpływa nie tylko na Twoje
samopoczucie, ale również sprzyja Twojemu rozwojowi duchowemu.
Zauważ, na przykład Twoje ociąganie się ze wstaniem powoduje, że
spóźniasz się na modlitwę poranną czy też Eucharystię.
Zakazy i nakazy w czasie pątniczej drogi są przemyślane i wynikają z
istotnych racji. Najczęściej i przede wszystkim dotyczą stworzenia
przede wszystkim godnych warunków do sprawowania Eucharystii,
godnego zachowania się pielgrzymów wobec gospodarzy i
zapewnienia bezpieczeństwa. Chodzi jednak o to, byś próbował
zrozumieć sens dyscypliny i by zakazy oraz nakazy pomagały Ci zrozumieć
sytuację w której się znalazłeś. Pragnąłbym, byś zamiast buntu
przyjął postawę, która wymaga analizy danej sytuacji i prowadzi
do zrozumienia jej głębszego sensu. Niech zakaz funkcyjnego ułatwi Ci
zrozumienie swego zachowania. Posłuszeństwo jest w pewnym sensie
wyrazem pielgrzymkowego wyrzeczenia.
Praca zbiorowa pod redakcją ks. Zygmunta Malackiego
"Ku Jasnej Górze z WAPM", Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej 1998
Zespół redakcyjny: Anna Borkowska, Marzena Czapczyk, Paweł Jakub Kaleta,
Ks. Zygmunt Malacki, Krystyna Szczerbińska, Jacek Szczerbiński, Ewa Anna Zając
Otwórz słownik